środa, 31 grudnia 2014

Meczet Notre Dame. Rok 2048 - Elena Czudinova. Wołanie na puszczy.

Autor: Elena Czudinova
Tytuł: Meczet Notre Dame. Rok 2048
Wydawnictwo: Varsovia
ISBN: 978-83-61463-03-0
liczba stron: 312

"Gazawat sam z siebie się nie zatrzyma."

Konkursowa pozycja od eKulturalnych wstrząsa, ale po kolei. Dlaczego wołanie na puszczy, skoro to fantastyka?
Otóż nie do końca, niestety.

wtorek, 16 grudnia 2014

Patron - M.M Lemberg, czyli chorzy, gnoje i psychopaci.

Autor: Mateusz M. Lemberg
Tytuł: Patron
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788379610457
liczba stron: 508


Od teraz będę zaczynał od blurba.

Rok 1991. W klasztorze braci żebraczych w Starym Brodzie dochodzi do buntu nowicjuszy. Część młodych zakonników opuszcza wspólnotę i przenosi się do prowincji słowackiej.
Ponad dwadzieścia lat później w starobrodzkim kościele zostaje znaleziona w tabernakulum głowa biskupa. Do sprawy zostaje przydzielony komisarz Witczak, który właśnie wrócił z dwumiesięcznego pobytu na zamkniętym oddziale Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Współpracuje z przygotowującą się do zmiany płci aspirantką Cynowską i coraz bardziej sfrustrowanym sierżantem Tymańskim. Nie tworzą już zgranego zespołu. Jedno z nich pragnie wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.
Kiedy podczas rytualnego mordu ginie kolejny zakonnik, rozumieją, że mierzą się z niezwykłym przeciwnikiem. Zabójcą, którego nazywają „Patron”.



Drugi tom cyklu o Witczaku rozpoczyna się sprawnie, bo nawet po dłuższym okresie od lektury poprzedniej części - wbrew moim obawom - w naturalny sposób przypomina zdarzenia go kończące i rozwija losy bohaterów, nie uciekając do streszczeń czy zbyt długich opisów.
Tu od razu mam żal do blurba - ta głowa biskupa nie jest początkiem, akcja musi się odrobinę rozwinąć, żeby dotrzeć w ten punkt, przez co opis trochę psuje pracę autora w budowaniu napięcia. Rozumiem to - ciężko cokolwiek pisać o tej książce, nie zdradzając szczegółów fabuły.
Siłą cyklu o Witczaku są psychologiczne rysy postaci - kolejny tom tylko to potwierdza i dodaje im wyrazistości, chociaż i tu mam zastrzeżenia.
Choroba gnębi Witczaka, ale wizyta Hifa nasuwa mu pewien pomysł.
Cyna jest w głębokiej rozterce - jej związek się komplikuje, na horyzoncie poważne decyzje i czarne chmury, ale i tnie jest całym obrazem. Nijak nie usprawiedliwia to jednak opisu zachowań wobec Cyngla (vide moje zastrzeżenia w poprzednim poście) - i to pojawiających się spod pióra autora, który zawodowo ma styczność ze zwierzętami! Trochę empatii... Zwierzak niczemu nie winien, a siła negatywnego wydźwięku w moich oczach nie odbija się na wizerunku Agnieszki - której można by znaleźć wiele wytłumaczeń - lecz objawia się raczej wstrętem wobec takich zabiegów, niezrozumieniem intencji Autora - przecież można to było darować (sytuacja w klasztorze miała mocniejsze uzasadnienie). Za to ciekawym wątkiem jest decyzja, którą podejmuje "na gorąco", w trakcie lektury rozwój wypadków ciekawi i trzyma w napięciu - bo nawet jeśli nie lubimy Agi, to jednak jej szkoda.
Hif - mimo całej otoczki pojawiają się u niego rysy, w których świetle ukazuje się jako moralny gnój, i nie chodzi mi akurat o zamiłowanie do polowań. Nie trawię takich postaw, nawet mimo braku formalnych zobowiązań Tymańskiego.
Stara - nowa postać, która doczekała się szerszego wejrzenia - Misia Kostkiewicz, atletyczna psycholog z głosem z kreskówki ma ambicje, by wyjść spod skrzydeł Wardala i odważnie próbuje je spełniać.
Młody - który brak doświadczenia (w porównaniu do starych wyjadaczy) nadrabia sprytem i spostrzegawczością.
No i psychopata, czyli morderca. Czy może morderca i nekrofil? Mamy tu bowiem dwie sprawy - oprócz ujawnionego w zapowiedzi morderstwa dokonanego na biskupie, pojawia się też problem znikających z domów pogrzebowych zwłok.
Czy te sprawy się wiążą? To pytanie, które nurtuje w trakcie lektury.
Portrety psychologiczne, nasiadówki nerwowego przez rzucanie palenia Maluty, rosnąca presja związana z zabójstwem duchownego, pościgi, indywidualne działania policjantów. Sporo wątków, na niemałej ilości stron, lecz M. M. Lemberg wychodzi obronna ręką z prowadzenia wciągającej, spójnej akcji z dobrze stopniowanym napięciem. Spójność jest tu kluczowa - nie ma "luźnych końców", niedopowiedzeń, sprzeczności, niekonsekwencji. Wątki splatają się we fragmentach o odpowiedniej długości, czytelnik szuka powiązań, wszystko gra jak powinno.
Dużo tu brudu - psychicznego, moralnego, takiego życiowego, ale mamy tu przyjaźń, lojalność - która wystawiana jest na próbę, nawiązujące się nici porozumienia. Nie jest więc tak strasznie, jak mogłoby się zdawać - obok silnych emocji, problemów i komplikacji pojawiają się cieplejsze momenty, które ujawniają bardzo ludzkie oblicza twardych glin. Czy ich krnąbrność i samowolki wyjdą im na dobre?
Duży plus za detale w postaci procedur - czy to techników, ratowników, czy policjantów, zarówno w kwestii działań w terenie, jak i podległości służbowych i zezwoleń.
Tym razem - w odróżnieniu od "Zasługi nocy" - akcja rusza ostro, nie rozprasza, czytelnik zmuszony jest uważniej śledzić wątki, a pod koniec ma się ochotę czytać jeszcze szybciej, byle się wszystkie zagadki rozwiązały.
Lemberg nie słodzi, jego bohaterów zwyczajnie żal, bo życie ich kopie bez litości, ale zostaje nadzieja ma kolejne tomy.

Kolejną lekturę - od eKulturalnych - zacznę, gdy zjawi się listonosz : "Meczet Notre Damme. Rok 2048" Eleny Czudinowej,chyba, że dramatycznie się spóźni.


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Blog hobbystyczny

Dziś inaczej, bo polecanka - chciałem przedstawić świeżego bloga koleżanki, traktującego o różnych hobbystycznych działaniach :)
Aspen's Ocean

Lśniące dziewczyny - Lauren Beukes

Autor: Lauren Beukes
Tytuł: Lśniące dziewczyny
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788378184201
liczba stron: 416

Sięgałem po zieloną książkę z pewnym wahaniem. Ni to kryminał, ni to thriller, a okazało się - przynajmniej dla mnie - czymś zupełnie innym.

Pierwsze dobre wrażenie było wizualno - dotykowe: przyjemny papier oprawy zintegrowanej, poręczny format, dobry papier.
Drugie wrażenie - również dobre, choć nieco zburzone trzmielem - dosadny język, bezkompromisowe opisy, autorka nie boi się walczyć słowem, nie cofa się przed drastycznym szczegółami by podnieść walory fabuły.
Nieszczęsny trzmiel jest tu dla mnie symptomem szerszego zjawiska beznamiętnego relacjonowania (czy tworzenia) przez pisarzy sytuacji, w których zwierzęta są dość okrutnie traktowane. W przypadku ludzi nie dziwi mnie to - w końcu thrillery, horrory i kryminały niejako na tym bazują, ale zwierzęta? Cóż one winne? Nie wiem, ilu z tych pisarzy faktycznie kiedykolwiek opiekowało się zwierzęciem - wówczas chyba zastanowiliby się dwa razy nad takim czy innym fragmentem i rozważyli, czy jest niezbędny.

Dlaczego tak się waham, pisząc o gatunku literackim? Zbrodnicze Siostrzyczki pisały, ze to nie do końca kryminał, bo przecież wiadomo kto zabija. Jak dla mnie napięcia tu za mało na thriller, chociaż z wraz ze wzrostem tempa akcja się zagęszcza. Fantastyka? Częściowo, bo podróże w czasie jakby to wymuszają. Wraz z każdym kolejnym wątkiem "lśniącej dziewczyny" powieść stawała się dla mnie coraz bardziej psychologiczna, analizująca stan świata i społeczeństwa, w którym żyjemy. Opis społeczeństwa częściowo przez pryzmat socjopaty.
Nie są to jedyne pytania, które wykwitają w trakcie lektury.
Kim jest Harper? Czy to Dom wezwał jego, czy może był tam wcześniej?
Jaką rolę odegra Mal?
Czy Kirby - ta która miała umrzeć - w swoim śledztwie dociecze prawdy, zbyt nieprawdopodobnej dla racjonalnych umysłów?
Czym jest Dom, nieuchronnie nasuwający skojarzenie z Domem, który przeniósł Jake'a do świata Rolanda w cyklu Mrocznej Wieży Kinga? Jakie znaczenie mają przedmioty?
Akcja zręcznie lawiruje między przenosinami w różne czasy Harpera, a losami jego lśniących ofiar, wraz z ich bolączkami i nieustannie zmieniającym się Chicago. Niezły paradoks, że w późniejszym kalendarzowo czasie wszystkie morderstwa są już popełnione, ale Harper dopiero je popełni, musząc związać nici czasu.
Odrażający morderca nie jest jedynym złoczyńcą, którego bohaterki spotkają na swojej drodze. Każdy z czasów ma swoje bolączki, z którymi musi się zmagać. Obrazy które widzimy również lśnią - różnym barwami, rozpadając się, gdy Harper sieje zamęt - siłą wciska w witraż odłamki w postaci przedmiotów. Czy morderca poradzi sobie w cienkich, ale mocnych pętlach czasoprzestrzeni?
Wbrew obawom powieść wciągająca, elementy fantastyczne nie są przesadzone czy nachalne, wątki są poprowadzone sprawnie i dobrze połączone. Fabuła mimo początkowego powolnego rozwoju w odpowiednim momencie przyspiesza i nie nuży.
Książka powędruje niedługo do biblioteki, czas na "Patrona" M.M. Lemberga od Zbrodniczych Siostrzyczek

czwartek, 27 listopada 2014

Brazylia - Michael Palin

Autor: Michael Palin
Tytuł: Brazylia
Wydawnictwo: Insignis
ISBN: 9788363944520
liczba stron: 480


Moja druga po "Wyprawie Kon-Tiki" Heyerdahla książka podróżnicza, oczywiście nie licząc powieści Szklarskiego. Humor, ciekawe obserwacje, zwięzłe opisy. Michael Palin niezawodnie porywający.

Potężny kraj, zajmujący znaczącą część Ameryki Południowej. Mieszanka kultur, kalejdoskop zapierających dech w piersi krajobrazów, nowatorska architektura, skrajna nędza i niewyobrażalne bogactwo, hałas, śmiech i brak pośpiechu. Brazylia.
Nie oglądałem Mistrzostw Świata i olimpiady też nie zobaczę. Skąd zatem zainteresowanie tym krajem? Prędzej chyba samym Palinem, którego poza Monty Pythonem poznałem od podróżniczej strony w miniserialu BBC "W 80 dni dookoła świata z Michaelem Palinem". Nie chciałem plakatowego, oficjalnego obrazu, ale po autorze nigdy bym się takiego nie mógł spodziewać.
Kto nie zna go z Latającego Cyrku Monty Pythona - zostanie skazany na torturę wygodnego fotela. Z kolei miniserial i właśnie przeczytana książka sprawiają, że w ciemno sięgnę po inne podróżnicze pozycje autora. Wnikliwe obserwacje - od przyrody po kwestie społeczne, zachowania, kontrasty, niewygody różnice kulturowe, oddane z pasją i niegasnącą ciekawością sprawiają, że mimo iż nie interesowała mnie Brazylia jako taka, czytałem z przyjemnością.
Parne lasy deszczowe, plemię Janomamów.
Wycinka pod pastwiska bardziej niszczycielska niż kopalnie na południu.
Belem, miasto silnych kobiet.
Brasilia - nowy start i architektoniczne pole do popisu, zbudowana w niesamowitym tempie stolica.
Wiedźmy.
Szalone Sao Luis i Bumba Meu Boi.
Płytki azulejo chroniące i ozdabiające domy.
Alcantara i jej pelourinho.
Olinda z rozdwojeniem jaźni i jej artysta grafitti.
Wschodni kraniec - Recife i dźwięki forró.
Kowbojskie święto w Salgueiro.
Kontrastowy, różnorodny Salvador.
Wszechobecna muzyka, nie przejmowanie się niczym, mięso jako podstawa kuchni i ateizm jako dziwactwo - bo tam każdy chce w coś wierzyć (ba, jest nawet połączenie animizmu z chrześcijaństwem).
Comida mineira w Cardeal Mota.
Academia do Cafe w Belo Horizonte.
Ouro Preto - kolebka historii.
Rio de Janeiro i tęczowa parada, favele (znane z "Miasta Boga"), BOPE (znane z "Tropa de elite"), Maracanã, plaża i słynny pomnik.
Zapracowane i zakorkowane Sao Paulo, które wbrew pozorom nie jest bez charakteru.
Niemieckie miasta na południu, mokradła Pantanalu i Wodospady Iguacu.

Kontrasty, kalejdoskop wrażeń i poczucie humoru.
Ciepła, bezpośrednia relacja dla ciekawych świata.

Jesień zmierza ku zimie, a ja sięgam po "Lśniące dziewczyny" L. Beukes od Kawiarenki Kryminalnej .

piątek, 14 listopada 2014

Na pokuszenie - PM Nowak, czyli siła kontrastów


Autor: PM Nowak
Tytuł: Na pokuszenie
Wydawnictwo: Czarna Owca
ISBN: 9788375548198
liczba stron: 292
Na stronie Zbrodni w Bibliotece trwa konkurs Syndykatu dla blogerów :)


Po rozczarowaniu projektem Endgame chwyciłem za drugą powieść PM Nowaka. Nie zawiodłem się, a autor na stałe dołącza do grona moich ulubionych pisarzy polskich.

"Na pokuszenie" to druga część przygód komisarza Zakrzeńskiego, któremu ponownie przyjdzie współpracować z prokuratorem Kacprem Wilkiem.

Trudno o bardziej kontrastowy duet. Twardo stąpający po ziemi kobieciarz Zakrzeński i delikatny, chronicznie rumieniący się prokurator. Doskonale się uzupełniają, stymulując wzajemnie proces dociekania prawdy - nawet jeżeli w grę wchodzą długie okresy milczenia i niespodziewanych zachowań ze strony oskarżyciela i narastającej irytacji policjanta.
Powieść zaczyna się pół roku po zakończeniu "Ani żadnej rzeczy...", co przypomina nam ciągle niesprawna noga Jacka. Podupadający na zdrowiu (z powodu niemożliwości biegania) gliniarz zostaje wezwany do Ożarowa. Dlaczego Komenda Stołeczna interesuje się tym miastem? Morderstwo? Nie wiadomo.
W siedzibie OKZ Development umiera - podczas posiedzenia Zarządu - dyrektor finansowy. Czy migdałowy zapach cyjanku wskazuje na morderstwo? Kto mógłby go dosypać - gdy wszyscy patrzyli sobie na ręce? Co ma na sumieniu zastępujące sekretarkę prezesa dziewczyna? Czy naprawdę każdy miał motyw, by usunąć Krzysztofa?
Jak na rozwój wydarzeń wpłyną działania niechlubnego znajomego prokuratora, dziennikarza Super Prawdy?
Do jakich tajemnic dotrą przedstawiciele prawa? Z pozoru czysta i jasna sytuacja zaczyna się komplikować, gdy na jaw wychodzą powiązania, postawy i zapomniane fragmenty życiorysów podejrzanych. "Zbrodnia w zamkniętym pokoju" zaczyna sięgać dalej, pokój okazuj się nie aż tak zamknięty, a członkowie zarządu okazują się znać lepiej, niż byliby skłonni przyznać. Akcja przyspieszy wraz z wydarzeniami na zgoła innym niż w Ożarowie tarasie, ale czy podejrzany naprawdę zabił? Gdy Wilk ma wątpliwości co do nieprawdopodobnego, misternego założenia co do przebiegu wydarzeń, Zakrzeński płaci za kilka błędów, które nieuchronnie musiał popełnić.
Przebłysk geniuszu, czy może sromotna porażka i ponowne żmudne badanie tropów - tego dowiemy się z lektury.
Nietuzinkowe postaci, codzienne problemy - od karmienia kotki Laury po kwestie transportu Wilka, szara rzeczywistość procedur, zezwoleń, nakazów, przesłuchań, hierarchii służbowej zarówno w policji, jak i prokuraturze. Cierpliwość Zakrzeńskiego jest niejednokrotnie wystawiana na ciężką próbę - czy wybrnie z tego zwycięsko? Ten policjant już chyba tak ma, że codzienne walczy - ze sobą, z przeszłością, z przeciwnościami. Spala to dużo jego energii, którą odzyskuje nie zawsze mądrze, ale na tyle skutecznie, by prowadzić owocne śledztwo.
Siła PM Nowaka ujawnia się po raz kolejny w konstrukcji fabuły - ponownie wąski krąg podejrzanych jest punktem wyjścia do tkania sieci powiązań, emocji i resentymentów, szczególnie dobrze widocznych wśród bogatych ludzi, gdzie z jednej strony władza i pieniądze są potężną bronią, jak i pokusą, a z drugiej - narzucają cały zestaw schematów myślowych w stosunku do podejrzanych. Trochę chcielibyśmy być twardzi i szybko wskazać winnego, ale "wilcze" wątpliwości się nam udzielają, więc godzimy się na uczestnictwo w grze pozorów i złożonych motywacji.
Finał wcale nie jest oczywisty. Wilk wciela się tu w Poirot i tradycyjnie zbiera wszystkich, by snuć nieprawdopodobne i zaskakujące teorie. Co z nich wyniknie? Duża niespodzianka, przynajmniej dla mnie.

Lekkie pióro, dobre skontrastowanie postaci i umiejętne opisanie dwóch różnych charakterów, zawiła intryga i brak nużących fragmentów - wszystko to sprawia, że "Na pokuszenie" czyta się błyskawicznie i z przyjemnością. Polski kryminał rośnie w siłę :)

Szykuje się bardziej kryminalna jesień, ale najpierw chwytam za książkę podróżniczą. Nie czytywałem takiej literatury, ale Michael Palin! A więc "Brazylia" !

piątek, 7 listopada 2014

Endgame. Wezwanie - James Frey

Autor: Endgame. Wezwanie
Tytuł: James Frey
Wydawnictwo: Sine Qua Non
ISBN: 9788379242511
liczba stron: 512

Tak to już jest z nowościami, że jakiś bardziej kuszą stojąc w kolejce na półce. Zwłaszcza jeśli kuszą złotem, i to zarówno okładkowym, jak i realnym. Dość szybko chwyciłem więc po egzemplarz zdobyty w pakiecie z koszulką w gdyńskim Matrasie.

Cykl-trylogia Endgame to projekt multimedialny łączący książki i różne przejawy rzeczywistości wirtualnej. Cel - zdobycie 3 mln $ w złocie. Do tematu podchodziłem ostrożnie, jako że jestem nieposiadaczem "mądrego telefonu", a książka-gra to dla mnie nadal Cortazar. "Gra w klasy" była jednak zabawą z czytelnikiem, gra samą literaturą, konstrukcja powieści i jej treścią - tu mamy ukryte w tekście zagadki, ślady prowadzące do stron internetowych, które mogą prowadzić równie dobrze do rozwiązania, jak w ślepy zaułek.
Fabularnie nie najgorzej - potomkowie 12 starożytnych ludów, które od pokoleń szkolą swoich kandydatów do Gry, zostają Wezwani. Wezwanie to... 12 meteorytów znienacka uderzających w różne punkty globu, niosących śmierć, zniszczenie i znak Wezwania dla Gracza.
Emocjonująca akcja rodem z thrillerów sci-fi opleciona jest materią starych mitów, bogów z kosmosu, konspiracji, tajnych stowarzyszeń i kultów, prastarych artefaktów i budowli. Gracze prezentują zabójcze umiejętności i odmienne filozofie - wszyscy jednak dążą do wygranej, bo tylko ona zapewni im i ich ludowi życie.
Początkowo chciałem uważnie śledzić wszystkie odnośniki i szukać powiązań, ale lepiej chyba dać się wciągnąć fabule, a "ozdobniki" zostawić na deser, w wolnej chwili. Szkoda trochę co chwila przerywać lekturę na korzyść niemal fraktalnie rozrastających się informacji, albo na żmudne rozwiązywanie łamigłówki.
Miało być postapo - jest raczej jak w filmie akcji, pościgi, walki, różne miejsca rozsiane po globie, ale zniszczenia - tylko te początkowe, ogromne, ale mało znaczące dla rozwoju wydarzeń, i potencjalna zagłada po zakończeniu Gry - w domyśle w zakończeniu trzeciego tomu czyli w dalekiej przyszłości.
Założeniem była też walka poszczególnych Graczy - owszem walczą, ale te mniej lub bardziej oczywiste sojusze mimo dobrego opisania, nie przystawały mi jakoś do myśli przewodniej. Może tak miało być, zwodzić czytelnika, manipulować, obiecywać jedno - dawać co innego.
Objętościowo większa, książka czyta się płynnie, ponad 500 stron nie jest tu utrudnieniem.
Dość. W połowie stwierdziłem, że nie będę tracił czasu na jałową opowieść. Za dużo ciekawych rzeczy czeka w kolejce.
Tak więc Endgame powędruje pewnie do biblioteki, a ja chwytam "Na pokuszenie" PM Nowaka.



piątek, 31 października 2014

Niewidzialna korona - Elżbieta Cherezińska

Autor: Elżbieta Cherezińska
Tytuł: Niewidzialna korona
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788377855003
liczba stron: 764

Po krwistym Nowym Jorku wracam w polskie średniowiecze czasów rozbicia dzielnicowego. Ilość stron nie przeraża, przeciwnie - napawa nadzieją i budzi ciekawość.

Tradycyjnie krótko, bez zdradzania fabuły.

Akcja drugiego tomu rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się "Korona śniegu i krwi". Po śmierci Przemysła II Michał Zaremba tkwi w lochu, a Rada musi zdecydować, co dalej.
Ambicje Henryka Głogowskiego, krnąbrny Władysław, podzielony kraj bez dziedzica i granice w ogniu. Lasy już obudzone, wypełniają się wojownikami Trygława, Starcy są widziani coraz częściej, ale nie tylko oni prowadzą vendettę.
Szerzej zarysowane konflikty książąt śląskich. Knowania biskupa Muskaty i apetyt Vaclava II na polską koronę.
Czy wszyscy, nie tylko baronowie, zdążą zrozumieć, że królestwo to więcej niż król?
Rozgrywki rodów brandenburskich i wyścig po rękę królewny Rikissy, która potrafi zaskoczyć.
Nowe postaci w grze - jaką rolę odgrywa zakon Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie?
Czy coś jest na rzeczy w wątpliwościach Tylona wobec Jakuba II?
Oględziny zwłok króla w wykonaniu braci Pecolda i Wolframa - bardzo ciekawe, uwzględniono ówczesne możliwości i wiedzę.
Średniowiecze pełne skrajności - święte, ale i zmysłowo wyuzdane.
Rzym brudny i piękny, zalany pielgrzymami, święty i grzeszny zarazem.
Powalające godzinki wrocławskich klarysek, dające dogłębny wgląd w kulisy polityki Piastów.
Wielowątkowość w pełnej krasie - i nadal mi się to podoba. Duża tu zasługa stylu Autorki, która snuje przed nami opowieść, niczym wielki dynamiczny obraz odsłaniającą kolejne szczegóły, powiązania, przetasowania, cienie i blaski, miłość i gniew. Powieść obyczajowa? Nie, o obyczajach, o emocjach, ale bliżej jej do epickości sag fantasy, a że mamy do czynienia z naszą - nieco ubarwioną - historią, więc jest to wręcz legendarne.
Czy popularność pani Cherezińskiej przekuje się na stworzenie nowych legend? Czas pokaże :)
Czytałem zarzuty, że każdy przeciwnik protagonisty jest tu dziwny, zboczony, obarczony całym katalogiem wad. W toku lektury nie rzuca się to aż tak w oczy, zwłaszcza że takiego np. Vaclava II mieliśmy już okazję poznać i wiadomo było, że jego psychika odbiega od przeciętnej, a nawet w mrokach brandenburskich zamków możemy odnaleźć postaci sympatyczne.
Takie ulotne skojarzenie, ale ważną rolę może tu odgrywać zawodowa wiedza Autorki o teatrze - z dużym wyczuciem budowane jest tło, ważne dekoracje są zawsze dobrze widoczne, charaktery grają niczym w sztuce. Bardzo ważne dekoracje - ubiory (surkoty, kaftany, nogawiczki...) i uzbrojenie barwnie wplatają się w obraz.
Napięcie rośnie aż do finałowej sceny wizji symultanicznej, opisanej z fantazją i rozmachem. A teraz trzeba czekać na kolejny tom! O zgrozo!
Rzecz na którą dotychczas nie zwracałem większej uwagi papier. No, chyba że był wyjątkowo gazetowy. Tu solidny, przyjemny w dotyku, nawet opisany z rodzaju w stopce.


Po mrokach średniowiecza czas na postapo/grę - czyli "Endgame. Wezwanie".

czwartek, 9 października 2014

Wirus - Guillermo del Toro, Chuck Hogan

Autor: Guillermo del Toro, Chuck Hogan
Tytuł: Wirus
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7785-519-5
liczba stron: 560
Czego spodziewałem się po tym horrorze? I to horrorze o wampirach? Na pewno nie takiej dawki obrzydliwości jak u Eda Lee, nie psychologicznej potworności Ketchuma, a choć z literatury wampirycznej znam tylko klasyczną powieść Stokera - wiedziałem, że świecić to one nie będą. Nie zawiodłem się.

Okładkowe porównanie do mistrzów gatunku wcale nie jest takie pobieżne, bo Nowy Jork przypomina mi klimatem ten Kinga z Mroczne Wieży, ze wspomnień Deana. Groza narasta tu jednak powoli, opowieść zaczyna się raczej thrillerem, z ogromną znajomością procedur bezpieczeństwa USA. Elementy nie pasujące do thrillera wyłaniają się powoli, a niepokój kiełkuje w naszych umysłach. Niby z blurba wiadomo, czego mniej więcej się spodziewać - ale boimy się, czego będzie mniej, a czego więcej.
Ciężko to mówić o książce wydanej w Polsce cztery lata temu, ale jest to zupełnie nowa jakość w postrzeganiu wampirów. Już nie widzimy ich jako tajemniczych, mrocznych starców w płaszczach czy bladych lowelasów. Del Toro i Hogan dotknęli tu istoty wampiryzmu - podkreślili potworność ich egzystencji, przedstawiając ten stan jako wirus. Nie chcąc psuć lektury powiem tylko, że opisany ciekawie, z dużą ilością odrażających szczegółów anatomicznych.
Wracając do Stokera, "Wirus" ciekawszy jest nie tylko przez brutalny realizm. Dużo odcieni fabule nadaje rozbicie jej na wielu bohaterów, rysujących mozaikę rozbitego zwierciadła Nowego Jorku po okultacji.
Wartka akcja, działania obalające niektóre popularne mity o krwiopijczych monstrach, irracjonalna i nienaukowa zaraza w logicznym i stechnicyzowanym świecie. Budzący się najbardziej atawistyczny strach - i obrzydzenie, może nie ekstremalne, ale podskórnie niepokojące, bo wiemy, że stykamy się z nienaturalną grozą. Świat staje się przerażającym miejscem, gdy dowiadujemy się o takich rzeczach i okazują się one prawdą. Gdzieś pomiędzy upiorną baśnią a bezwzględnym thrillerem rozciąga się "Wirus", ukazując pozornie zorganizowany, ale w istocie chaotycznie nieporadny świat. Cywilizację, która nie potrafi stawić czoła starym lękom, bo wyparła je ze zbiorowej świadomości. Codzienność podlega inwazji zjawisk, które trudno wyjaśnić, trudniej uwierzyć, a najtrudniej im się przeciwstawić. Takiego mroku nie potrafią rozjaśnić ani blade ekrany komórek, ani flesze gazet.
Lektura pochłania, kibicujemy bohaterom, dzieląc ich rozterki i chcemy, by pokrzyżowali plany Mistrza.

Takie właśnie powinny być wampiry, psiakrew. Złe, odrażające, nieludzkie, obce, nie z tej ziemi, przeciwne naturze, bez mgiełki romantyzmu, do tego stadne - a nie izolujące się w zamkach.

Przewrotne jest to, że wampiry - choć pradawne i osadzone w świecie wierzeń - są niczym innym jak zarazą, piekielną plagą. Jaka to różnica, skoro i tak nauka nie potrafi sobie z nią poradzić?

Mamy tu i dyskretne mrugnięcie okiem do czytelnika - Ci którzy znają Ph. K. Dicka na pewno skojarzą nazwisko Eldritcha Palmera.

Przy okazji, zawsze męczy mnie jeden szczegół pomijany w rozważaniach o wampirach - nie przepadają za zwierzęcą krwią, ale chcą zarazić/zgładzić cały rodzaj ludzki. Pewna niekonsekwencja? Może raczej farmy ludzi wzorem z "Matrixa"? Tu może nie do końca pominięty, ale nadal.
No i to zakończenie! Może odrobinę podniosłe, ale pozostawiające spory niedosyt. Dobrze że nie czytałem pierwszego wydania cztery lata temu - i oby Wydawnictwo Zysk i S-ka wydało kolejne tomy!
Po takiej powieści ciekaw jestem serialu :)
Dziękuję eKulturalnym!
czas na kolejne tomiszcze Zysku - czyli "Niewidzialną Koronę" Elżbiety Cherezińskiej.

wtorek, 30 września 2014

Czekając na "Przejęcie"

W związku z konkursem Syndykatu pozwolę sobie nadal niecierpliwić się w oczekiwaniu na "Przejęcie" W. Chmielarza




Reakcja na zapowiedź tej książki:

środa, 24 września 2014

Korona śniegu i krwi - Elżbieta Cherezińska, czyli nie daj Boże zjazd piastowski

Autor: Elżbieta Cherezińska
Tytuł: Korona śniegu i krwi
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788375069945
liczba stron: 768


Przymierzałem się do "Lśniących dziewczyn" Beukes, ale paczka od Zysku była szybsza, więc długo wyczekiwana "Korona śniegu i krwi" zyskała pierwszeństwo. Ponownie więc czas na dźwiganie ciężkich tomiszcz :)
Lubię fantasy, tak jak i historię, ale średniowiecze to nie była do końca moja bajka - może ze względu na rozległość tematu, szerokie ramy czasowe, wielkie ilości dat... Zawsze jednak Wieki Ciemne były ciekawe jako punkt wyjścia naszej cywilizacji.
Może jestem jednym z czytelników o których Autorka wspomniała w wywiadzie - tych, którym "królowie się mieszali w jedną ukoronowaną masę", bo lubię historię, ale w nazwiskach i datach nie jestem mocny. Faktycznie też w "Koronie" wielu jest Bolesławów, ale Autorka potrafi z wyczuciem zaznaczyć, którego ma na myśli.
Książka zaskoczyła mnie na wielu płaszczyznach.
Realizm - brud, smród trzewi, rozłupane czerepy, zardzewiałe ostrza gwarantujące tężec, szczęk żelastwa - wszystko to uderza jak obuchem od pierwszych stron. Daleko tu do obrazu średniowiecza rodem z dzieł malarskich - dworskiego życia, etykiety i pięknych szat.
Emocje - których często brakuje w dziełach zachodnich, tu, u Słowian, wykwitają gwałtownie i mocno, wprost z serc krewkich Piastów i Gryfitów.
Wierzenia - nadal żywy konflikt starej wiary z "wyznawcami martwego boga", rozważania i postawa Bolesława Czystego, kontrowersje wokół świętego zdrajcy - Stanisława, świętość Kingi (która razem ze spojrzeniem Jadwigi przywołują wielki uśmiech).
Lekkość pióra i humor, który sprawia że skomplikowane relacje książąt, knowania, machinacje, cała ta polityka nabiera barw bardziej ludzkich. To moim zdaniem chyba największa zaleta tej opowieści - średniowiecze schodzi tu ze sztywnych ram chronologii, wyblakłych obrazów, suchych słów historyków na ziemię, nie bojąc się wdepnąć w gnój, ale i zanieść się perlistym śmiechem czy dumnie unieść głowę w złości niczym Przemysł II. Ten bezkształtny korowód niewiele mówiących nam postaci nabiera rysów szczególnych, stają się one bardziej zrozumiałe i zapadają w pamięć; stopniowo logiczne i powiązane stają się te zdarzenia, których nie mogłem spamiętać na lekcjach - zwłaszcza że na rzeczy jest rozbicie dzielnicowe.
Obyczaje - świetne ukazanie tej sfery, która przecież była niezwykle bogata i złożona, podkreślenie też organizacyjnej roli kościoła, co w znaczący sposób wpływało na życie codzienne.
Elementy fantasy - baśniowe bestie z herbów ożywają i towarzyszą swoim panom, często podkreślając wspominane już emocje.

W kwestii porównań i odniesień. Samej Autorce wymsknęła się "polska Gra o Tron", z czego się trochę tłumaczy, moim zdaniem niepotrzebnie. "GoT" nie czytałem i jeszcze długo nie mam zamiaru, a "Korona" to jakość tak wysoka, że nie potrzebuje etykietki "polskiego czegoś tam", raczej powinno to działać w drugą stronę.
Jeśli średniowiecze i fantasy - oczywiście Dariusz Domagalski i Jego cykl krzyżacki. Twórczość pana Dariusza bardzo lubię, cały cykl czytałem z niekłamaną przyjemnością, ale porównania z panią Elżbietą niestety nie wytrzymuje, mimo dbałości o szczegóły, zwłaszcza w opisach walki. Dopiero teraz widzę, przez porównanie, że:
WOW WOW Miłość taka wzniosła Rycerze tacy mężni Średniowiecze z obrazów tak bardzo

W Koronie jest i dowcip, i przekleństwo, i spojrzenie bardziej przyziemne. Dodatkowo - tu wątki fantasy (cudów i bestii herbowych) są urozmaiceniem, ale dającym bardzo dużo kolorytu. W "cyklu krzyżackim" elementy fantastyczne stanowią niejako trzon fabuły, a tak barwne nie są.
No i te legalne turnieje i mniej legalne bohurty, echa okrzyków rodowych niosące do walki - współczesne skojarzenia nasuwają się same, choć wtedy zasady były pewnie dużo bardziej sformalizowane.
Genialnie opisany kantor Jakub i wątek detektywistyczny, te jego odkrycia...
Powracające niczym refren pieśni arturiańskie, każące szukać analogii.
Magnacka buta, pycha i żądza władzy kiełkujące już wówczas - i mroczne tajemnice rodowe, które mogą odmienić każdego.
Mówi się, że to historia w wersji pop. Nie wiem, czy to przystaje do tak emocjonującego dzieła ze sporą głębią, jeśli jednak tak, to chciałbym, żeby takie właśnie książki stawały się popularne, żeby Autorka zdobywała coraz szersze uznanie, może wtedy "kultura popularna" odzyskałaby prawo do pierwszego członu nazwy.

Miałem teraz sięgnąć po "Niewidzialną koronę" - a chcę bardzo, zakończenie aż o to woła, ale że u eKulturalnych wygrałem książkę "Wirus", zaczekam, może listonosz się pojawi :)


piątek, 12 września 2014

Łańcuszki

W związku z ostatnim łańcuszkiem na FB - w końcu jakimś ciekawszym, wrzucam dla ciekawskich swój:

W swoim statusie wymień 10 książek, które z Tobą pozostały. Nie muszą być "wielkimi dziełami", po prostu książkami, które jakoś na Ciebie wpłynęły. Potem oznacz pięciu znajomych oraz mnie, żebym mógł zobaczyć Twoją listę.
[tu nominacje]
Na szybko, niechronologicznie:
Ulisses Joyce'a
Gra w klasy Cortazara
Ubik Ph. K. Dicka
20000 mil podmorskiej żeglugi Verne'a - stąd fantastyka
Przygody Sherlocka Holmesa Sir A.C. Doyle'a - stąd kryminały
Dzieła zebrane McLuhana
Archipelag GUŁag Sołżenicyna
Wielki Głód Diköttera
Głownictwo, moglitwa i praktykarze Choromańskiego
cykl - bo traktuję to jako jedną opowieść - Mroczna Wieża Kinga

a gdzie miejsce na coś Lovecrafta, Sukkuba Eda Lee, Dożywocie Marty Kisiel, Polactwo Ziemkiewicza, jakiś zbiór Grabińskiego, Wielką Grę Hopkirka, Zatruty Pokój Gregora Dallasa, Lot nad kukułczym gniazdem, Buszującego w zbożu, Lalkę Prusa i Alkaloid Głowackiego...


środa, 10 września 2014

czwartek, 28 sierpnia 2014

Okręt - Adam Karczewski

Autor: Adam Karczewski
Tytuł: Okręt
Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 9788362465927
liczba stron: 387

Po dłuższej przerwie powracam, na tapecie "Okręt" od Syndykatu Zbrodni w Bibliotece - okładka dość typowa jak na tego typu powieści, a co w środku?
Miłe zaskoczenie - rasowy thriller, osadzony w bliskich mi trójmiejskich stronach. Czytelniczo preferuję raczej kryminały, po rzeczy bardziej sensacyjne sięgam niezmiernie rzadko, ale morska tematyka i znane tło skutecznie zachęciły do lektury.
Książka wciąga już od pierwszych stron - gdy na pokładzie okrętu podwodnego "Sęp" zostaje umieszczony ściśle tajny ładunek, a rejs komplikują nieprzewidziane wypadki. Trzy dekady później poznajemy oficera WSI, któremu odsunięcie od śledztwa w sprawie tajemniczego samobójstwa oficera Marynarki Wojennej wydaje się podejrzane, więc zaczyna baczniej przyglądać się sprawie na własną rękę. Nie wie jeszcze, w jak niebezpieczną grę się wplątał - jakie zagrożenie ściąga na siebie i znajomych. Niewielu osobom może zaufać - skomplikowana sieć powiązań sięga od mafii do służb specjalnych i agencji (przynajmniej teoretycznie) strzegących bezpieczeństwa państwa - a odwieczny wróg może okazać się sprzymierzeńcem. Od tej chwili im więcej wie, tym szybciej i sprytniej musi uciekać, bo bandyci brutalnie zaciągają sieć.
Pościgi, strzelaniny, rozgrywki wywiadów, wojska, policji i mafii - to praktycznie gotowy scenariusz dla porządnego kina akcji, a w polskich realiach to chyba rzadkość.
Bardzo ciekawie wizualizuje się akcję w znanych sobie miejscach (chociaż obecnie już nieistniejących - jak sklep Edeka), może to też być podstawą do zgadywania np. o który realny lokal chodziło Autorowi.
Jedynym zgrzytem było dla mnie nazwanie alter ego W. Jaruzelskiego "prawdziwym Polakiem" i ciepłe do niego podejście przez protagonistę - jakby zbyto tu milczeniem przynoszenie na sowieckich bagnetach "wolności", czekanie aż Powstanie Warszawskie się wykrwawi czy prywatne motywacje na wprowadzenie stanu wojennego. Muszę jedna przyznać, że fabularnie został dobrze wpasowany.


Muszę też trochę pomarudzić - korekta powinna wychwycić kwiatki typu: karze otworzyć, stróżka krwi, cofnął do tyłu, panował bród (co to, rzeka była?), kopał nogą (a można inaczej?), zawracają z powrotem.
No i techniczne - okręt nie wypływa, a wychodzi w morze.
Poza tymi drobiazgami - mocna, bezpardonowa, wciągająca akcja trzymająca w napięciu do samego końca.

Nadeszła kolej na "Koronę śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej, która dopiero co przyszła od Zysk i S-ka, wraz z kolejnym tomem - Niewidzialną Koroną, wersją audio, podkładką i mini albumem zdjęciowym z Gry o Tron.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Noc zimowego przesilenia - Agnieszka Krawczyk

Autor: Agnieszka Krawczyk
Tytuł: Noc zimowego przesilenia
Wydawnictwo: Szara Godzina
ISBN: 9788364312236
liczba stron: 256
1937. Luxtorpeda przywozi do Krakowa tajemniczego przybysza, który gości u znanego jasnowidza Juliana Orwata. Wątek masoński jest na rzeczy.
Lata okupacji. Orwat znika w tajemniczych okolicznościach, a odszukać go ma Artur Załuski, prawnik - detektyw, który fizycznie nie może odczuwać strachu.
W czasie wojny wiele mogło się zdarzyć, ale siostra Juliana ma powody, by być pewną, że ten żyje.
W tle powiewają flagi z hakenkreuzami, przemyka czerwony bentley z baronową Petzoldt - niebezpieczną poszukiwaczką dzieł sztuki, z jakże adekwatną piracką opaską na oku, przesuwają się kolejki zbiedniałych krakowian próbujących kupić żywność "na pasku", konfidenci nerwowo rozglądają się na boki, a koło rulety kręci się w dawnej siedzibie władz miasta.
Już sam blurb kusi by sięgnąć po tę pozycję, a w miarę zawiązywania się akcji jest tylko lepiej. Dodatkowym atutem jest bardzo dobry w odbiorze styl pani Krawczyk - nie ma tu dłużyzn, sztucznych dialogów, zbędnych rozwlekłych opisów. Nie ma na to czasu, bo akcja przyspiesza, a wszelkie szczegóły dotyczące Krakowa tamtych czasów - jest ich dużo, widać tu solidne przygotowanie Autorki - serwowane są elegancko, nienachalnie, w dość naturalny sposób wypływając z obserwacji Załuskiego.
Tempo akcji ma swoje uzasadnienie - pani Krawczyk bardzo umiejętnie balansuje na pograniczu thrillera i kryminału - dążeniu do rozwiązania zagadki towarzyszy rosnące zagrożenie życia Załuskiego.
Jasnowidz, naziści, tajne służby, konfidenci, moce wykraczające poza ludzkie pojmowanie - na szachownicy znajduje się o wiele więcej potężnych figur, niż początkowo się wydaje. Świetna, emocjonująca lektura.
Gdy znajdzie się czas, sięgnę po "Okręt" Adama Karczewskiego od Syndykatu Zbrodni w Bibliotece.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Coś Na Progu #9 - Czarne Charaktery



Tytuł: Coś Na Progu #9
Wydawnictwo: Dobre Historie
ISBN: 20844565
liczba stron: 128
Na początek chciałbym napisać ogólnie coś o "Cosiu". Trafiłem na to pismo, gdy było w fazie zapowiedzi ( a "Lśnienie" znałem tylko z legend), a czytany przeze mnie od około roku SFFiH chylił się ku upadkowi. W ten sposób zamiast miesięcznika z opowiadaniami głównie sf i fantasy dostałem dwumiesięcznik (wówczas) niewielkiego formatu, napakowany różnymi ciekawymi tematami - oprócz fantastyki w wydaniu Weird i horroru był kryminał, groza, kultura i sztuka nurtu pulp, opowiadania, wiersze, wywiady, komiksy, anime. Każdy numer ma swój temat przewodni, eksplorujący zakamarki kultury fantastycznej. Jakoś tak się składa że anime nie jest moim ulubionym gatunkiem, ale artykuły mogę poczytać; komiksy nie zawsze mam czas i okazję poznać - więcej czytam o nich właśnie w "CnP"; kryminolodzy, kradzieże dzieł sztuki, świetne analizy filmów - rewelacyjne źródło inspiracji, by sięgać po klasyczne tytuły (lista "do obejrzenia" ciągle rośnie). Do tego dodatki dla pre-orderu/prenumeraty - drobiazgi (brelok, plakat, wpinka itp), które jednak są miłym akcentem, na który czeka się niecierpliwie :) Co jakiś czas, z reguły wakacyjnie, wychodzi powiększony numer specjalny napakowany opowiadaniami, bądź dłuższą formą. Ba, zapotrzebowanie było takie, że "Coś" spuchł do całkiem przyjemnych rozmiarów - 120 stron różnorodnej lektury to już nie w kij dmuchał, tym bardziej, że mamy tu wiele różnych dziedzin, które z najczęściej są podzielone między bardziej niszowe, specjalistyczne czasopisma. Uwagę zwraca też szata graficzna - kolorowa okładka kryje czarno-białe stronice ozdobione niezliczonymi kadrami, ilustracjami, tłem pod tekstem, nawiązując tym do tanich magazynów pulp. Dodając do tego środowisko fanów i bardzo fajnie prowadzony fanpage mamy naprawdę dobrą jakość na polskim rynku.
Tak więc co w numerze 9. ? Temat wiodący - Czarne charaktery.
Przylądek Strachu
Nagi Instynkt
Fantomas - i już następny w kolejce ebook z Gutenberga do czytania
Forgotten Villains - ooo, takie komiksy bym czytał
Syreny z Gotham City - zwięzła charakterystyka kobiecych antybohaterek w Gotham
"M" Fritza Langa - i kolejny po Metropolis film Langa, który obejrzę dzięki temu pismu
Diabeł - postaci i jak się przed nim bronić
Karl E. Wagner - eh, Kane z wydań Phantom Pressu
American Psycho - tekst o powieści i ekranizacji
komiks - Martin Mystery - ciekawe spojrzenie na podróż w czasie
Satanico Pandemonium, demonokultura - czyli rzecz o demonach w kulturze popularnej.
Proza/Poezja: opowiadanie Hoddera - diabolicznie przewrotne, Frank P. Herbert - jak zwykle w najwyższej formie, no i przypomina mi, że chciałem w tym roku powrócić do lektury Diuny.
Cowboy Bebop - o anime wiem tyle, co nic, ale to wygląda na ciekawe
Dobry artykuł o Harrym Houdinim
Pierwsza część artykułu o Kubie Rozpruwaczu - w świetle współczesnych badań
Kulisy kradzieży słynnego "Krzyku" Muncha
Życiorys Al'a Capone
Amerykański sen koszmar - czyli o grach-horrorach, które zasługiwały na to miano
LucasArts - historia firmy i jej dokonań
Bangarang - o Rock&Read, a że nie jestem fanem Ćwieka ominąłem
Karły w kosmosie - komentarz do złych tanich horrorów

Różnorodnie, ciekawie, na poziomie!
Szykuje się przerwa w czytaniu ale może jeszcze zdążę - "Noc zimowego przesilenia" z dedykacją Autorki, Agnieszki Krawczyk.


środa, 30 lipca 2014

Dzień Tysiąca Godzin - Wiesław S. Kuniczak





Autor: Wiesław S. Kuniczak
Tytuł: Dzień Tysiąca Godzin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788375069525
liczba stron: 856
Na wstępie chciałbym podziękować - ponad trzynaście setek wyświetleń i pierwszy post z setką na koncie :)
Wracam po długiej przerwie - jakoś tak to wychodzi ostatnio z książkami dotyczącymi II Wojny Światowej. Duże tomy, intensywna i czasochłonna lektura. Nie ukrywam zresztą, że tak lubię i nie żal mi czasu, chociaż czasem więcej zajmuje mobilizacja, żeby zacząć jeździć z taką cegłą w torbie.
Nie inaczej było tym razem. Dzieło Kuniczaka od Portalu Historyczno-Wojskowego musiało swoje odstać, aż nadszedł czas "odzyskiwania przestrzeni półkowej". Lektura wciągnęła od razu. Kolejne podrozdziały - tytułowane zgodnie z ich głównym bohaterami - przedstawiają nam historie, które są kolejnymi nićmi w wątku Historii. Wydarzenia jesieni 1939 roku widzimy oczami Generała, który sprzeciwił się Piłsudskiemu, Żyda Berga, wiejskiego chłopaka wcielonego do wojska - Antosia, syna Generała - Adama, syna jego brata Michała - Pawła, obrońców Westerplatte, amerykańskiego korespondenta, zagubionych rezerwistów, esesmana Ericha, tragiczny wątek niedowidzącego obrońcy zwierząt. Różne punkty widzenia dają nam wgląd w różne płaszczyzny społeczne i obyczajowe; Kuniczak, podobnie do Sławomira Kopra, pokazuje nam, że ówczesna Polska nie była czarno-biała, jednolita i zgodna. Wszystkie blaski i cienie przedstawione są tak, że niemal czujemy, dlaczego bohaterowie postępują tak, a nie inaczej, rozumiemy ich racje i motywacje.
Uwagę zwraca tu język - zawsze jest on dla mnie ważny - opisowy, precyzyjny, poetycki. Opisy są barwne, w przypadku starć nieomal frenetyczne; ranny Paweł wiedzie nas drogą na granicy przytomności - wszystko to czuć, ból, krew, przerażenie, zagubienie, deprywację, szaleństwo. Tak sam jak bohaterów oblepia nas kurz, a spiekota pali wargi. Widzimy szarżę pod Krojantami i choć wiemy, że nielogiczna, czujemy że tak trzeba było. Dlaczego? Ta wojna jest inna, inna niż Generał Prus pamięta z roku 1920, inna niż pamięta otyły major intendent. Świat się zmienił - jak powiedziałby S. King, poszedł naprzód - i zmienił się też sposób prowadzenia konfliktów. O tym ostatnim wiedzieli jednak Ci, którzy konflikt widzieli dużo szybciej i dokłądniej - polski wywiad widział nadciągającą burzę, ale czy spodziewał się aż takiej powodzi żelaza?
Ten właśnie dramat na wielu poziomach rozgrywa się na naszych oczach, a gdy opada kurz widzimy krew i trupy. Lektura bardzo porywa emocjonalnie, zwłaszcza że narracja każdej postaci jest dopasowana do pochodzenia i światopoglądu - łatwiej więc wyczuwamy odcienie ich uczuć.

Smutne jest też ukazanie świata, w którym zrobienie czegoś, bo tak należy, było naturalne, choć niełatwe. Jakże niemodna, pozornie nieekonomiczna i niepraktyczna dziś to postawa.
Strumienie świadomości - czasem wąskie i wartkie, kiedy indziej szerokie i wszechogarniające. Psychologia, filozofia, zaduma.
Perspektywy wąskie, które wraz z doświadczeniami życiowymi rozlewają się niczym rzeka, oraz te szerokie, których horyzont skraca się do naprawdę najbardziej osobistych wydarzeń - zderzają się, przeplatają, malując rzeczywistość tysiącami odcieni.
Sporo zajęło mi przeczytanie tego tomiszcza, ale wraz z ostatnimi słowami czułem jakiś brak, już sięgnąłbym po kolejny tom (oby się ukazały), by poznać dalsze losy... tych, którzy przeżyli.

Nieczęsto mam okazję sięgać po książki Zysk i S-ka, ale zawsze jest to wydarzenie. Najpierw oczywiście trylogia Tolkiena w tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego - "jedynej słusznej" wersji Marii Skibniewskiej nie mogłem przebrnąć, wspaniała "Wielka Gra" (oby więcej Hopkirka - tak powinno się opisywać historię), teraz Kuniczak, wkrótce Cherezińska - tu również się nie zawiodę, w planach Ayn Rand. Pal sześć, że to "cegły", bo mimo niewygody warto.
Po tak długim i intensywnym pobycie w '39 czas na fantastyczno-pulpowy antrakt - Coś na Progu #9 - w oczekiwaniu na numer dziesiąty.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Smocza Cesarzowa - Juraj Červenák




Autor: Juraj Červenák
Tytuł: Smocza Cesarzowa
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
ISBN: 9788364185106
liczba stron: 504
Fantasy? Nie.
Dobre fantasy? Bliżej, ale też nie.
Epickie/legendarne fantasy? Te określenia pasują do pozycji zachodnich. Tu świat słowiański, więc raczej "krzepkie", "zacne" i "srogie" byłyby na miejscu.


Trochę czekałem na ten tom i miałem pewne obawy, bo "Żelazny kostur" czytałem już ponad rok temu i musiałem chociaż pobieżnie odświeżyć parę wątków.
Okazało się, że nie było to konieczne. Ponownie pięknie wydany i opasły tom, z ciekawym zdobieniem stron i czcionką przenosi nas w czasy średniowiecznej Rusi, krótko po pokonaniu Zilanta. W Bułgarze wre. Waregowie są odsunięci na boczny tor, Światosław szykuje się na wojnę z Chazarami, a tymczasem przybywa rozbójników i ziemie emira są coraz mniej bezpieczne dla jego poddanych, a na Kijowian i ludzi Bragiego patrzy się coraz bardziej niechętnie.
Piękna to książka. Wspaniały zamysł oparcia historii na bylinach, czyli pieśniach - legendach staroruskich, sprawił, iż dostajemy baśń o baśniach. Bohaterowie, czyli drużyna bohatyrów obraca się w rzeczywistości, w której wczorajsze mity dziś stają się śmiertelnie realnym zagrożeniem. Sami nierzadko nie chcą w nie wierzyć - ale będą do tego zmuszeni. Tak samo czytelnik - wraz z Ilią, Jegorem, Mikułą, Kościejem, Aloszą, Samsonem, Koływanem, Daniłą, Suchanem, braćmi Połocczanami kręcimy się w wirze okoliczności, który ściera ze sobą chrześcijaństwo, mahometanizm, wierzenia Północy i dzikich, okrutnych ludów ziem ruskich.
Na szczególną uwagę zasługuje język - zapewne po równo to zasługa Autora, jak i pani tłumacz Ilony Lechowicz. Piękna stylizacja, nie archaiczna, ale oddająca styl mówienia w sposób barwny i płynny. Tak właśnie toczy się ta historia, wartko i ciekawie, nawet nie zauważamy przewracanych stron. Wicher przygody i historii pcha nas naprzód, przez błoto i krew, wśród zdrad i podstępów, zadziwiając zwyczajami i wierzeniami spotykanych ludów, plącząc nici ambicji i polityki, które zarzucają się siecią na odważną drużynę.
Każdy z wojów gosudara jest poddawany wątpliwościom i musi udowadniać sobie i pozostałym własną wartość i lojalność wobec grupy, jak też szukać w niej oparcia - gdy zmaga się z własnymi słabościami i demonami przeszłości. W tej drużynie sławnych wojów, z których niemal każdy przyszedł do Kijowa w kajdanach, zderzają się różne motywacje, wierzenia, przeżycia i urazy do innych narodowości. Najważniejsza jest jednak całość, którą tworzą, większą i silniejszą niż tylko suma cząstek.
Emocjonująca akcja - nawet mimo faktu, że to trochę literatura drogi. Opowieść, niczym rzeka zanosi nas poza granice świata śmiertelników, zderzając z fizycznymi i duchowymi przeciwieństwami.
Z niecierpliwością czekam na ostatni tom - i dlaczego ostatni?! Červenáka można czytać bez końca i bez znużenia.

Szykuje się dłuższa nieobecność na blogu - chwytam za "Dzień tysiąca godzin" W.S. Kuniczaka.

piątek, 20 czerwca 2014

Witajcie w Rosji - Dmitry Glukhovsky





Autor: Dmitry Glukhovsky
Tytuł: Witajcie w Rosji
Wydawnictwo: Insignis
ISBN: 9788363944469
liczba stron: 300
Rzecz zupełnie odmienna od Metra, to wiadomo.
Chociaż nie, tak naprawdę nie wiadomo czego się spodziewać. Jak daleko autor pójdzie w fantastykę, by przekazać realia?
Zbiór opowiadań ukazuje różne oblicza Rosji, z jej bolączkami i patologiami. Jednak czy tylko Rosji? Pod płaszczem zahaczających o horror obrazów widzimy typy, które możnaby wskazać i u nas - sprzedajni ludzie mediów, usłużni naukowcy - nagradzani orderami, które z miejsca stają się kontrowersyjne, słudzy Jedynej Słusznej Wizji, ministrowie na szczycie z kryzysem życiowym.
Jak słusznie zauważył Fenrir w swojej recenzji w pewnym momencie zaczyna się wodolejstwo, ale styl autora ratuje nawet bardziej niezrozumiałe fragmenty. Niezrozumiałe, czy może raczej nie do końca czytelne dla nie-Rosjanina. Pewne skojarzenia, szablony, odniesienia których polski czytelnik musi się czasem domyślić nie przeszkadzają w delektowaniu się ironią i absurdem - jak chociażby w "Głównych wiadomościach". Całość ocieka ironią do tego stopnia, że nawet przy zwykłych opisach czujemy drugie dno, które przez kontrast maluje bardzo plastycznie obraz życia w kraju carów.
Glukhovsky dowodzi, że jest nie tylko świetnym obserwatorem (w końcu jest dziennikarzem, więc powinien), ale ma nieszablonową wyobraźnie - wszystkie te fantastyczne motywy mające uwypuklić absurdy codzienności Rosji są bardzo zaskakujące i oryginalne, celne i barwne.
Na uwagę zasługuje też samo wydanie - twarda oprawa, spora, czytelna czcionka, piękne, niepokojące ilustracje.
Od początku do końca wciągająca, gorzko-ironiczna, błyskotliwa i precyzyjnie nakreślona lektura. Polecam nie tylko miłośnikom fantastyki, wszak tu jest to tylko narzędzie do ukazania czegoś więcej.

Szybka wymiana książek na półce i sięgam po wyczekiwane tomiszcze - "Bohatyr. Smocza cesarzowa" Juraja Cervenaka.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Trup z Nottingham - Sasza Hady




Autor: Sasza Hady
Tytuł: Trup z Nottingham
Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 9788362465767
liczba stron: 416


Brwi, które nie wiedzą, co myśleć i farba która z nudów się łuszczy.
Nudy tu na pewno - poza rzeczoną farbą - nie uświadczymy. Kontrastowe charaktery, czyli Rupert i Nick znów porwą nas w wir przygód. W przypadku tego drugie, nie do końca z własnej woli.
Po małomiasteczkowym klimacie Little Fenn z pierwszej odsłony przygód Bendelina przenosimy się do Nottingham i równie gęstej atmosfery pewnego wydawnictwa.
Zamordowany został jeden z dwóch jego założycieli. Kto na tym skorzystał? Jaki był motyw? Szukając odpowiedzi poznajemy niewielką galerię pracowników, którzy dobrze skrywają swoje tajemnice - czy mają one jednak związek z morderstwem? Rupert i Jones - pod przykrywką i z pomocą - będą musieli się dowiedzieć, czy chociaż pytania, które zadają są prawidłowe. Tłem dla tchnącej kurzem i papierem tajemnicy jest Nottingham, w którym mieszka brat Ruperta i gdzie znajdziemy pewną beznadziejnie smutną knajpę.
Mamy więc pracę detektywów, jak też ponowną wizytę w Little Fenn. Najważniejsze jednak - poznajemy ciotki Nicka! Już one same według mnie proszą się o ekranizację. Tylko błagam - proszę sprzedać prawa do Wielkiej Brytanii, bo nie widzę tego w polskiej obsadzie i reżyserii - która kojarzy się ciągle z tym samym studiem i szablonem gry.
Wszystkie niedomówienia i sekrety, które kolejno wypływają na powierzchnię kojarzą się trochę z matrioszkami - kryją się jedna w drugiej, problem się komplikuje, a szukanie motywu wydaje się niemożliwe.
Sasza Hady ponownie porywa świetnym stylem, niegasnącym humorem, świetnym akcentami pobocznymi - zarówno humorystycznymi, jak zagadkami. Troszkę mi tu nie gra stosunek Jonesa do płci pięknej, ale czekam na kolejne tomy, sprawa pewnie się rozwinie :)

Oby więcej takich historii!

Odrywając się na chwilę od kryminałów - "Witajcie w Rosji" Dmitrija Glukhovskyego od Wydawnictwa Insignis, już od pierwszych stron ociekające ironią i niezawodnie pomysłowe.

niedziela, 8 czerwca 2014

Pan Whicher w Warszawie - Tomasz Bochiński, Agnieszka Chodkowska-Gyurics, czyli Anglosas wśród Słowian




Autor: Tomasz Bochiński, Agnieszka Chodkowska-Gyurics
Tytuł: Pan Whicher w Warszawie
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy ERICA
ISBN: 978-83-62329-68-7
liczba stron: 496

"(...) ciepłe powietrze, pachnące stopionym woskiem i perfumami dam". Rześkie powietrze warszawskiej ulicy, pachnące krwią kapiącą z narzędzia sztyletnika.
Retro. Retro-kryminał. Wciągający tak, że nie zauważa się objętości. Wielowątkowy. Dopracowany - z pietyzmem wręcz opisywane szczegóły istniejących już budynków, wyglądu danej ulicy, używanej broni, noszonych sukni. Do tego wspaniały dodatek - ilustracje i zdjęcia z epoki, wiernie oddające ducha czasów i uzupełniające nasze wyobrażenia. Świetny pomysł, dodaje uroku temu tomiszczu.
Żywym słowem odmalowana Warszawa tuż przed Powstaniem Styczniowym to jedno - wszak w tym gatunku detale i stylizacja są bardzo ważne. Autorzy bardzo się przyłożyli, miałem wrażenie, jakbym czytał powieść faktycznie napisaną wówczas, nie przymierzając "W otchłani Imatry" Ławrowa, ale bogatszą. Upodobnienie to jest też bardzo głebokie - sięga aż po ciekawą czcionkę i oczywiście samą formę powieści - przeplatanie narracji Czernyszewskiego fragmentami pamiętników Whichera.
Drugie - to postaci. Oprócz tych historycznych, jak Wielki Książę Konstanty, Ignacy Chmieleński, Morgan Earp i detektyw Jonathan "Jack" Whicher, fikcyjne wszelkiego autoramentu przedstawione są realistycznie i barwnie. Począwszy od ekipy posterunku, przez Czernyszewskiego, po arystokrację - oschły Dołgoruki i błyskotliwa Praskowia Iwanowna - i wszystkie ich wzajemne powiązania. Poznajemy też Polaków - głównie spośród Białych i Czerwonych, przez ich spotkania rysuje się konflikt i wszelkie implikacje planowanej insurekcji. A jest ona blisko, w Warszawie pod pozorami spokoju wszystko się gotuje, nie chodzi jednak tylko z zamachy na hrabiego Wielopolskiego, ale też o powtarzające się morderstwa, magię i tajemniczą czarną karocę.
Trzeci więc element - to intryga. Poznajemy ją oczami Whichera i Czernyszewskiego, więc nieuchronnie zabarwiona jest dwoma różnymi osobowościami - angielską metodycznością i słowiańską żywiołowością. Początkowe śledztwo Rosjanina obejmujące dziwne morderstwa prowadzi do dochodzenia "księcia detektywów" w sprawie zaginięcia krewnej cara. Razem z detektywami głowimy się, czy te wątki się wiążą, a mnożące się dowody, tropy i zeznania podobnie jak ich - wodzą nas za nos.
Poza opisami detali jest wiele innych smaczków - na postać tłumacza i wszelkie niedogodności wynikające z bariery językowej na pewno wpływ miała Autorka, mamy też mrugnięcia okiem do współczesnego czytelnika, na przykład w rozmyślaniach Whichera nad czasem potrzebnym na dotarcie informacji. Nie mamy tu też zawrotnego tempa, jak w wielu powieściach dziejących się w naszych czasach. Angielski detektyw kojarzy się nam oczywiście z Sherlockiem, ale Whicher działa inaczej, nie twierdzi, że zna już rozwiązanie -zostawiając czytelnika na puste domysły. Szuka nowych metod, doskonali swój warsztat, lekko krytykuje rosyjskie metody przesłuchania, bacznie obserwuje swojego rosyjskiego partnera w śledztwie.
Lektura pochłania - w ogóle nie czuć, że to dwójka autorów, a fabuła przenosi nas od salonów po brudne zaułki i zakazane mordownie. Świetna porcja rozrywki w solidnych ramach historycznych! Oby więcej takich książek. Z pozycji retro, które czytałem - mój numer jeden.

A skoro już jest - to "Trup z Nottingham" Saszy Hady z SZwB

sobota, 31 maja 2014

Wielbłąd przy bramie - Mirosław Salski

Autor: Mirosław Salski
Tytuł: Wielbłąd przy bramie
Wydawnictwo: Videograf
ISBN: 9788378352686
liczba stron: 328

Na ZwB brak jeszcze zapowiedzianego wywiadu z autorem, ale jest za to notka autorska, całkiem intrygująca. Co mają oznaczać wzmianki o Festiwalu, co ma do sprawy cmentarz, czego w ogóle dotyczy sprawa i jakie miejsce zajmują w niej przedziwne postaci?
Zachęcony, sięgnąłem po książkę od Syndykatu. Na odpowiedzi na nurtujące pytania musiałem niestety chwilę poczekać. Fabuła rozwija się powoli, w sposób tyle oryginalny i wielowątkowy, co trochę niejasny. Dodatkowym utrudnieniem jest specyficzny styl, bardzo opisowy, momentami rozrastający się wręcz do przewodnikowego. Rozumiem, Szczecin jest ładnym miastem, ma swoje atrakcje i urok, ale szczegółowe wyliczanie gatunków drzew na cmentarzu, jego zabytków, szczecińskich ciekawostek nuży. Chociaż, może to i lepiej, więcej wyobraźni, mniej Google Street View. Lepiej przedstawiają się wycieczki w historię, nawet rzeczonego festiwalu - choć bigbit to nie moja bajka. Więcej tego typu opisów pojawia się za sprawą inspektora Wady i Generała, czyli już w momencie, gdy akcja przyspiesza i wątki zaczynają się łączyć. No, przynajmniej trochę.
Pan Salski z przymrużeniem oka prowadzi narrację, wplatając nietypowe sytuacje czy postaci (o co chodzi z tym Indianinem?). Początkowo żmudna lektura niezauważalnie wciąga i gdy już przyzwyczaimy się do przewrotnego stylu oraz wstawek historyczno - architektoniczno - filozoficznych ( tak, Kierkegaard, czyli - jak się dowiadujemy - cmentarz!), z uwagą śledzimy perypetie ekipy detektywistycznej.
Swoją drogą mam takie dziwne, krążące skojarzenie - przez awanturniczość fabuły, duch przygód i zagadek, które wydają się nie do końca realne - z "Kapeluszem za sto tysięcy" Bahdaja. Takie luźne ale zawsze.
Zakończenie niebanalne, zdecydowanie warto przeczytać.
Jako że przyszła paka od Syndykatu i trzeba zrobić miejsce - w ramach likwidacji półki retro sięgam po "Pan Whicher w Warszawie" Tomasza Bochińskiego i Agnieszki Chodkowskiej-Gyurics

czwartek, 22 maja 2014

Zasługa nocy - Mateusz M. Lemberg, czyli gliny sterane życiem

Autor: Mateusz M. Lemberg
Tytuł: Zasługa nocy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378397212
liczba stron: 344

Kolejny kryminał - od Szuflady - i również debiut - czyli teoretycznie, przez porównania, podstawa do czepialstwa. Nie będzie go może dużo, ale zawsze.
Na plus bohaterowie - policjanci. Już nie samotny detektyw, a żmudna i brudna praca policyjna. Każdy z bohaterów ma bogate tło życiowe i emocjonalne, co nie zawsze wychodzi na plus. Chwilami trochę razi zbyt głębokie wchodzenie w sferę psychologii, zwłaszcza w relacjach damsko - męskich i damsko - damskich. Skoro policja, nasuwa mi się skojarzenie z Chmielarzem, który oszczędniej opisywał prywatne problemy, zostawiając wręcz niedosyt, co odrobinę lepiej odbiło się na powieści.
Drobne niedopowiedzenie co do Hifa - skąd tu policjanta stać na luksusy i lodówkę pełną belgijskich piw? - nakręca ciekawość. Trochę dużo wątków odciąga uwagę od trupa, który pojawia się na początku, chociaż i sama akcja splata się z szybko następujących sytuacji, więc czasami motywy związane z bohaterami mają pierwszeństwo przed wątkiem kryminalnym. Zresztą, czy inaczej jest w życiu? Wszystko się przeplata i czasem trudno rozdzielić wątki. Jak to w pracy policji bywa, nie obędzie się bez innych spraw w tle - i dręczącej niepewności, czy są związane ze sprawą główną, czy też może są tylko ozdobnikami mozaiki? Albo odwróceniem uwagi? No i zwierzęta, wszędzie zwierzęta...
Nie rozumiem pretensji niektórych blogerów, że to nudne że Witczak słucha jazzu bo to banalne, oklepane itd. Uważam, że wręcz przeciwnie, primo że jazz to całe spektrum emocji, secundo - knajpy jazzowe mają ciekawą atmosferę, tertio - instrumentarium jest większe niż w innych rodzajach muzyki popularnej, co daje większy wachlarz możliwości w opisach.
Uderza nas też brutalna codzienność, proza życia, problemy mieszkaniowe, korki, brutalni gangsterzy, głośne kluby, fastfoody, cała tkanka tworząca wielkomiejski organizm.
Chwalebne jest dobre przygotowanie Autora w kwestii detali - nie tylko w kwestiach zawodowych (medyczno - weterynaryjnych), ale i ujawniających się w wielu opisywanych sytuacjach.
Akcja początkowo nie porywa tempem, rozkładając się na poszczególnych bohaterów, ale kiedy już przyspiesza, strony przewracają się same, wątki nagle układają się w całość, a postaci solidnie nasycone tłem osobistym stają się wiarygodniejsze. Nie mam w zwyczaju opisywać akcji książki, potencjalnemu czytelnikowi niech wystarczy blurb i opis ogólny, ale zakończenie mocne i ciekawe.
Na pewno sięgnę po kolejny tom, "Patron".

Tymczasem Mirosław Salski - Wielbłąd przy bramie - od Syndykatu Zbrodni w Bibliotece

piątek, 16 maja 2014

Morderstwo na mokradłach - Sasza Hady

Autor: Sasza Hady
Tytuł: Morderstwo na mokradłach
Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-62465-46-0
liczba stron: 382


Po Orkanie sięgnąłem po kryminał - a okazuje się że jest drugi tom! Będę musiał poszukać.
Sasza Hady za to pisze urzekająco. Tytułowe morderstwo na mokradłach w Gloucestershire ma rozwiązać... nieistniejący detektyw. Istnieje za to jego twórca - pisarz Rupert Marley - który kazał swojemu bohaterowi zamieszkać pod adresem swojego przyjaciela z lat studiów. Jak można się domyślić, Nick, policjant, nie jest z tego powodu szczęśliwy. Wśród potoku klientów szukających usług detektywistycznych pojawia się i Helen, która zawiedzie go do Little Fenn. A właściwie ich obu.
Przewrotny pomysł, ale dalej jest tylko lepiej. Angielska wieś opisana jest z humorem, mieszkańcy jawią się w całym swoim rozplotkowaniu, ze słabościami, przyjaźniami i animozjami, zwyczajami i wśród swoich ulubionych potraw jako bardzo ludzcy, ciekawi i oryginalni. Każdy jest na tyle odmienny, że czytelnik szukając tropu mordercy daje się wodzić autorce za nos, doszukując się motywu i sposobności u kolejnych postaci. Dodatkowo daje się zauważyć duże - według mnie - wyczucie angielskiego, nie wiem, klimatu, stosunków międzyludzkich; nad wszystkim unosi się duch lekkiego absurdu i czarnego humoru. Nie ma tu przy tym takiego natłoku nazwisk jak w "Zakryjcie jej twarz" P.D. James, w którym trochę się gubiłem. Poza tym jednak czuć podobieństwa do tej autorki czy Amerykanki Marthy Grimes i sądzę że Sasza Hady śmiało mogłaby przyjąć anglojęzyczny pseudonim i uchodzić za autorkę z Wysp.
Kapitalny duet z tych dwóch, niezbyt śmiały policjant i elegancki, światowy i towarzyski pisarz. Świetnie rozegrane kontrasty.
Akcja toczy się powoli, dostajemy mnóstwo szczegółów, a nic dramatycznego się nie dzieje. Bohaterowie jedzą, rozmawiają, mijają się, robią zakupy, a napięcie jednak rośnie. Sieć powiązań się zaciska, a rozwiązanie zagadki zaskakuje - gdy poznajemy je w rozmowie w stylu Poirota, ale nieco bardziej kameralnej.
Lekturę kończyłem z niekłamaną przyjemnością i uśmiechem na twarzy, bo taka właśnie jest ta książka - miła i przyjemna.

Z braku kolejnej powieści Hady - Trup z Nottingham - pozostaję w klimacie kryminalnym - Mateusz Lemberg "Zasługa nocy"

poniedziałek, 12 maja 2014

Głową w mur - Rafał W. Orkan

Autor: Rafał W. Orkan
Tytuł: Głową w mur
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 9788375740103
liczba stron: 360


Po powieść Orkana sięgnąłem w ramach "czyszczenia półek", ale jeszcze trochę tam zostanie. Dość długo zwlekałem z lekturą, spodziewając się, owszem, dobrej fantastyki, ale takiej do podania dalej.
Byłem w błędzie.
Czytałem wcześniej opisy książki, więc wiedziałem, że język bogaty, że frenezja, że mroczny świat. Wiedzieć a poznać... Pierwsze, co robi wrażenie to właśnie język. Soczysty, ale precyzyjny, bogaty w perełki, które to nie wiadomo - archaizm czy neologizm; opisy szczegółowe, ale nie nużące, plastyczne i barwne, mimo mroku jaki opisują, mroku miasta Vakkerby, gigantycznego, cyberpunkowego w duchu, ludzkiego ula, gdzie uprzywilejowani żyją w chmurach, a biedota w rynsztokach pod ziemią. Obrazowe nazwy dzielnic, symbolika warstw, gwar, tłok i brud Wielkiego Kotła. Mnogość obrazów i opisywanych sytuacji początkowo jawi się jak witraż, barwna mozaika w ciemnych, grubych ramach mocno trzymających poszczególne elementy, które nie wydają się ze sobą powiązane niczym więcej niż miejscem. Nic bardziej błędnego.
Kolejnym dużym zaskoczeniem były właśnie powiązania, ujawniające się w toku lektury. Z ogromną szczegółowością wszystkie wątki splatają się w większą całość, każdy detal ma znaczenie, nie zostają żadne otwarte i niedokończone kwestie, głębokim echem odbijają się słowa proroków przeplatające się między częściami książki, nawet cytaty z Kazika i Siekiery nie są przypadkowe.
Sama cyberpunkowość świata też jest ciekawa - nie ma tu jednak wyzyskującej korporacji, a Zakon Braci Konstruktorów, potocznie zwanych Technomagami. Udany mariaż magii i technologii ukazuje naszym oczom przedziwne konstrukty, wymyślne narkotyki, inżynierię genetyczną, półgolemy, ale i spaczenie, wynaturzenia spowodowane przez ścieki z magicznych fabryk i odrażające deformacje istot żyjących na samym dnie społeczności.
Przypadkowa wycieczka w świat Byhtry okazała się wyjątkową wyprawą, którą będę chciał powtórzyć.
Po tak mocnej fantastyce czas na kryminał - Sasza Hady - Morderstwo na mokradłach.

poniedziałek, 5 maja 2014

Parabellum. Prędkość ucieczki - Remigiusz Mróz

Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Parabellum. Prędkość ucieczki
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
ISBN: 9788362329939
liczba stron: 411

Uzupełnianek pomajówkowych ciąg dalszy, czyli lektura jednodniowa.
Miałem co do tej książki duże nadzieje, bo lubię literaturę wojenną. Jakoś tak Kirst i jego 8/15 mi się kojarzył odlegle, na pewno też Leo Kessler - choć tam większa dowolność w traktowaniu historii. Mimo wszystko nie zawiodłem się, mimo że początek szedł mi trochę opornie, nieco raziła lekka szablonowość, dużo bardziej - za grube przekleństwa, jakby nie pasujące do ducha tamtych czasów (nawet gdy padały z ust żołnierzy czy szemranych typów). Wraz z wybuchem wojny akcja przyspiesza, wątki dotyczące poszczególnych postaci się rozwijają, a sami bohaterowie stają się mniej papierowi. Ba, pan Kremmer ubawił mnie setnie. Spora jest dbałość o szczegóły - może z początku trochę natrętnie pojawiają się opisy przedmiotów czy miejsc, ale z czasem zaczyna się to robić intrygujące i skłania do sprawdzenia, poczytania więcej...
Motywy fabularne - ucieczka na Zachód, przez linie frontu, jak i przejście "do lasu" ciekawe i co ważne - przeplatanie wątków nie jest nużące. Zaskakująco duża jest czcionka, przez co normalna objętość staje się nieco mniejsza i lektura dużo szybsza - jeden dzień, chociaż bardziej to zasługa sprawnego stylu i wartkiej akcji. Niezależnie od zastrzeżeń, chętnie przeczytałbym kolejny tom - Horyzont zdarzeń. Póki co - będę mógł porównać z dużo obszerniejszym "Dniem tysiąca godzin" Kuniczaka.
Dalszy ciąg "czyszczenia półek" - "Głową w mur" - Rafał W. Orkan

Dziedzictwo przodków - Suren Cormudian

Autor: Suren Cormudian
Tytuł: Dziedzictwo przodków
Wydawnictwo: Insignis
ISBN: 9788363944346
liczba stron: 480

Majówka minęła, "pińcet" wejść mignęło niezauważenie, pora więc uzupełnić notki.
Na pierwszy ogień postapo z UM2033. Jest tak: chcemy dobrego postapo - sięgamy po "Gwiazdozbiór Psa", chcemy dobrego militarnego postapo - po "Apokalipsę według pana Jana" albo dwie książki Glukhovskiego (wolałbym pisać Głuchowskiego, ale co tam). Cormudian broni się jednak nie tylko okładką i przynależnością do Uniwersum. Nie byłbym tu tak krytyczny jak Fenrir - o gustach się nie dyskutuje - dość powiedzieć, że podobało mi się. Dużo szczegółów historycznych, mroczny klimat fortów, dobrze odmalowana psychika postaci, dość sugestywny opis miasta, motyw nazistów wcale nie taki kwiatek do kożucha - zgrabnie i spójnie wpleciony, ciekawie rozwinięty. Widać wojskową przeszłość autora - w powieści sporo szczegółów sprzętowo-technicznych, co dobrze wpasowuje się w militarystyczny charakter fabuły. Tempo akcji nie jest może zawrotne, zagadka hitlerowców jawi się jako trochę przewidywalna, a opisy walk są dość zwięzłe, ale lektura to spójna i dość szybko przewracamy strony. Nie zapada tak w pamięć jak wymienione wyżej tytuły, ale jest sprawnie napisana i trzyma dobry poziom.
Pozostając w militarnych klimatach - "Prędkość ucieczki" z cyklu Parabellum Remigiusza Mroza

wtorek, 22 kwietnia 2014

TV Ciał0 - Jeff Noon, czyli poemat naszych czasów

Autor: Jeff Noon
Tytuł: TV Ciał0
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374804110
liczba stron: 208

Noon udowodnił mi, że Uczta Wyobraźni jest naprawdę smakowita. To moje pierwsze zetknięcie z tą serią (na szczęście jeszcze trzy pozycje czekają na półce), a już czuję najwyższych lotów fantastykę. Jak w porządnej uczcie smaki, tu bombardują nas skojarzenia, myśli, słowa, odniesienia. McLuhan i jego "medium jest przekazem" oraz telewizja jako szaman plemienia epoki elektryczności przerysowane do granic możliwości, zatracanie granic człowieczeństwa, fraktalne zapętlenia, słowa i zdania poszatkowane jak sygnały i szumy, przemiana Noli Blue i losy Melissy Gold, przesycenie informacją którego doświadczamy już teraz. Odnoszę czasem wrażenie, że przez natłok i powielanie informacji, ten medialny szum zmienia się nasza pamięć, obejmując krótszy okres, gdyż umysł jest bombardowany kolejnymi newsami. Mimo że technologia idzie naprzód, tkwimy w jakimś pozornym zawieszeniu, bo wszystko dzieje się naraz. Noon pokazuje to w mistrzowski sposób, malując słowami poemat epoki informacji. Co ciekawe, mimo opisywania nowych technologii autor nie zagłębia się w szczegóły techniczne, zostawiając nam pole do domysłów i skojarzeń.

Przed kolejnymi daniami Uczty powrót do podziemi - Dziedzictwo przodków - Suren Cormudian.

środa, 16 kwietnia 2014

Dożywocie - Marta Kisiel, czyli Licho nie śpi

Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Dożywocie
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 978-83-7574-253-4
liczba stron: 376


Kaskady perlistego śmiechu, ot, co mi się kojarzy z lekturą tej książki, wygranej w konkursie Tramwaju nr 4.
Długo wyczekiwana pozycja, ale czekać warto. Mimo licealnego treningu mięśni mimicznych - by nie wybuchnąć śmiechem w komunikacji miejskiej - w postaci Pratchetta, jak też późniejszej "Załatwiaczki" Mileny Wójtowicz, nie byłem w stanie powstrzymać choćby uśmiechu wypełzającego na twarz, a rechoczącego radośnie wewnątrz. Ciepła i przewrotna historia pisarza, który w spadku dostaje dożywocie w starym domu skrzy się dowcipem i pięknym zwrotami jak wielowarstwowy tort kolorowymi ozdobami. Co strona - celna szpilka, humor w dużym natężeniu, aż trudno wszystko spamiętać. Piękne granie konwencją, czy to w przypadku Licha, czy panicza Szczęsnego, brutalnie zderzone z realiami rynku książki i zachowaniami agentki, ale też ekipy z sąsiedniej wsi, ekologów "i innych sarenek". Nie ma co dużo opowiadać, bo książka jest naprawdę rewelacyjna i nie ma fragmentu, który by nie zaskakiwał. Po zamknięciu książki miałem jakąś taką pustkę czytelniczą, mimo zaplanowanej kolejki nie miałem nawet ochoty czytać. Przez chwilę, ale jednak.
Czekam na kolejny tom, po Nomen Omen na pewno sięgnę, Ałtorko pisz, alleluja! Więcej i więcej!

Kolejny miał być "Stan wstrzymania" Strossa, czyli przeczytaj i podaj dalej, ale obawiam się, że jeszcze poleży na półce - trochę ciężki język, więc czytam już świetne "TV Ciał0" Noona.

środa, 9 kwietnia 2014

Godzina szakala - Bernhard Jaumann

Autor: Bernhard Jaumann
Tytuł: Godzina szakala
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 9788375365139
liczba stron: 296





Pierwszy czytany kryminał niemiecki, pierwszy dziejący się w Afryce. Jakie wywarł wrażenie? Jaumann chyba stanął na wysokości zadania. Długo zabierałem się do lektury, głównie ze względu na ten Czarny Ląd - klimat jak dla mnie wydawał się mało swojski i mentalność zupełnie inna. Nie myliłem się. Upał, kurz, tajemnicze morderstwa z polityczną przeszłością w tle (kolejny element, który mi nie podchodził, ale autor dość dobrze tłumaczy realia).
Postać pani inspektor Garises ciekawa, realistyczna i dobry rys stosunków rodzinnych. Jakże daleko jej do polskich czy skandynawskich policjantów (nierzadko krytycznie myśli o fińskich kolegach, którzy ją szkolili), choć odniosłem wrażenie, że przeszkody jakie spotyka w postaci układów czy braków sprzętowych są chyba wspólną bolączką na całym świecie.
Ciekawe jest zakończenie, wbrew pozorom tożsamość mordercy nie jest tu najważniejsza.

Czarne złych kryminałów nie wypuszcza (chociaż Smuga Krwi Theorina dość specyficzna), więc i tu nie ma mowy o zaniżaniu poziomu, ale nadal zdecydowanie bardziej porywają mnie powieści polskich autorów.

Pora na książkę którą chciałem od dawna przeczytać - "Dożywocie" Ałtorki* Marty Kisiel, z ałtorską dedykacją.







* Dlaczego Altorka? Odpowiedź w wywiadzie Tramwaju nr 4 :)

środa, 2 kwietnia 2014

Kobiety Zygmunta Augusta - Iwona Kienzler

Autor: Iwona Kienzler
Tytuł: Kobiety Zygmunta Augusta
Wydawnictwo: Bellona
ISBN: 9788311128927
liczba stron: 291

Lubię czytać książki historyczne, ale jeśli oprócz poszerzania wiedzy czytanie jest też przyjemnością - bardzo to cenię. Sięgając po książki pani Kienzler wiem że mogę liczyć na zrozumiały styl, szczegółowe omówienie tematu i jego ciekawe ujęcie. Po wszystkim tym, co tłoczono do głowy w szkole patrzenie na dzieje przez pryzmat alkowy, prywatnych stosunków władców, obyczajów danych czasów, obserwowaniu wpływu koneksji rodzinnych na decyzje polityczne jest pasjonujące.
Było tak w przypadku "Kazimierza Wielkiego bigamisty", nie inaczej przedstawia się pozycja "Kobiety Zygmunta Augusta". Autorka szeroko omawia wpływ kobiet otaczających władcę na kształtowanie się jego osobowości i zachowań. Zdjęte zostaje odium trucicielki z królowej Bony, która okazuje się gospodarną władczynią dbającą o interesy swej nowej ojczyzny. Mamy też niekochaną żonę Elżbietę Habsburżankę, Barbarę Radziwiłłównę - której romantyczna legenda przesłoniła nam rzeczywistość, kolejną żonę - Katarzynę, kochanki - "sokoły" (nawet ocierające się o magię, pojawia się również Mistrz Twardowski) oraz nieszczęśliwe siostry. (Przy omawianiu małżeństw i związanym z nimi udzielaniem przez papieża odpustów ze względu na bliskie pokrewieństwa zastanowiło mnie ile też musiał papież na takich odpustach "zarabiać"...)
Książka ciekawa i czytałem bez znużenia, nawet biorąc pod uwagę, że rzadko sięgam po literaturę opisującą tamte czasy.
Czas na coś dla Syndykatu - Bernhard Jaumann "Godzina szakala", szybko zanim sięgnę po "Dożywocie" i pakiet Uczty Wyobraźni.

poniedziałek, 24 marca 2014

Coś na progu #8 - Władca umysłów z Marsa - Edgar Rice Burroughs

Autor: Edgar Rice Burroughs, Paweł Iwanina
Tytuł: Coś na Progu, nr 8 - Władca umysłów z Marsa
Wydawnictwo: Dobre Historie
ISBN: 20844565
liczba stron: 112

Nadszedł czas na długo leżący na półce numer specjalny pulpowego "Coś na progu". Natychmiastową lekturę przesunął w czasie Stephen King i jego Mroczna Wieża, którą zainteresowałem się również dzięki temu czasopismu.
Burroughsa kojarzyłem tylko z postacią Tarzana i nie czytałem dotąd w ogóle. Chciałoby się powiedzieć : Dlaczego?! Dlaczego nie czytałem Go wcześniej?! Tarzan mógł zaczekać, ale przeszkodą mogło byćteż to, że dotychczas z cyklu Barsoom na język polski przetłumaczono jedynie część pierwszą, Księżniczkę Marsa. Tak więc moja terra incognita, może poza recenzjami Księgola (tu i tu).
"Władca umysłów z Marsa" jest szóstą powieścią osadzoną w tym świecie. Wciąga od pierwszych stron nieco archaicznym dla nas stylem - gdzie słowa są eleganckie a zwroty wyważone - który jednak nie brzmi sztucznie. Wspaniałe opisy ukazują nam świat Barsoom, ich wynalazki, rasy, społeczności, miasta, religie. Tu właśnie, w tle dla wartkiej choć czasem nieco przewidywalnej fabuły, ukazuje się nadal trwała świeżość i oryginalność pomysłów Burroughsa. Autor stosuje pewne schematy zachowań postaci, ich celów, nie odbierając pierwiastka przygodowego; prawdziwa siła leży w szczegółach - rozwiniętej nauce, której najwybitniejszym przedstawicielem jest tytułowy Ras Thavas, ale poznajemy też nowe środki transportu, specyficzną architekturę, ciekawe lampy uliczne, wszechobecna jest też telepatia.
Płaszcz powieści fantastyczno - przygodowej okrywa też autorską krytykę ślepego fanatyzmu - zarówno religii, jak nauki, szydząc z bezmyślnej wiary i pustych rytuałów, ukazując wpływ takiej postawy na osobowość i podejście do rzeczywistości.
Lektura porywająca, ciekawa i szkoda trochę, że pomysły Burroughsa zostały już dawno wyeksploatowane przez kino. "Coś na progu" tradycyjnie nie zawiódł - zawsze trzyma poziom, a i tu dobór tematu numeru specjalnego trafiony. Być może w niedługim czasie sięgnę po "Księżniczkę Marsa", a po kolejne części w oryginale ze strony Projektu Gutenberg (dostępne pierwsze 6 tomów) - zobaczymy na ile uda się rozłożyć plan czytelniczy, który nieustannie się powiększa.
Następna w kolejce - Iwona Kienzler "Kobiety Zygmunta Augusta"

czwartek, 20 marca 2014

Tygrysy Morza - Robert E. Howard

Autor: Robert Ervin Howard
Tytuł: Tygrysy morza
Wydawnictwo: Pomorze
ISBN: 978-83-7003-123-7
liczba stron: 193

Po niewielki tomik opowiadań Howarda sięgnąłem spodziewając się raczej Conana z Cymmerii niż tematów około-lovecraftiańskich. Nie zawiodłem się, mimo iż jego najsłynniejszego bohatera nie uświadczyłem (za to Przedwieczni musnęli swym tchnieniem ostatnie opowiadanie, co mile mnie zaskoczyło).
Poznałem za to Kulla, Cormaca Mac Arta, Wulfhere, Brana Mak Morna i wielu innych przedstawicieli ludów, które fascynowały Howarda. Największy nacisk położony jest na Piktów, którym w swojej fascynacji poszerzył mitologię i genealogię, sięgając aż Valuzji i Atlantydy. Przedstawił ich jako ciemnoskórych potomków starej rasy, którzy mężnie stawiają czoła legionom rzymskim. Ciekawe jest to że nie opisuje ich bezpośrednio, tylko oczami Rzymian, Celtów, Jutów, Normanów - ludów, które przewijając się przez jego opowiadania napotykają tę dziwną rasę. Fatalizm, triumf barbarzyństwa, bojowy szał, barwne opisy bitew i intryg, rozgrywki pomiędzy herosami i plemionami, wzajemne antagonizmy - wszystko to tworzy wartką opowieść splecioną z losów dzikich i dumnych ludów Północy. Nie liczyłem tu na prawdę historyczną, a ciekawe ujęcie tematu i wciągająca lekturę, Howard jak zwykle mistrzowsko spełnił wymagania.

Kontynuując falę fantastyczną, pozycja która długo czekała na swoją kolej: Edgar Rice Burroughs - Władcy umysłów z Marsa, opublikowana w #8 "Coś na progu", zupełnie mi nieznany cykl Barsoom.

środa, 12 marca 2014

Tajemnica szkoły dla panien - Joanna Szwechłowicz

Autor: Joanna Szwechłowicz
Tytuł: Tajemnica szkoły dla panien
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378396918
liczba stron: 344

Prowincjonalne peregrynacje, szczególiki, smaczki, charaktery i charakterki.
Każda powieść retro niesie inny powiew i ta zaskoczyła mnie zupełnie. Po "Poszukiwanej" Małgorzaty Kochanowicz spodziewałbym się prędzej mroku i brudu podobnego do tamtego Krakowa, niż z pozoru sielskiej wsi, gdzie wszyscy się znają, choć tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Bliżej tu może do "Morderstwa w Miłowie" Alicji Minickiej, ale tam był dworek i wąski krąg bohaterów. Mańkowice mają feerię postaci, powiązań między nimi, sympatii i animozji wynikających z odmienności usposobienia, a także szeroką perspektywę państwa, które odzyskało niepodległość, ale nadal musi borykać się z różnicami wewnętrznymi. Duża tu zasługa Autorki, polonistki i socjolog. Z dużym pietyzmem w odmalowaniu detali relacji międzyludzkich i przewrotnym humorem opisuje postawy mieszkańców miasteczka, gdzie każdy ma coś do ukrycia. Zmienny jest też styl, brak bowiem klasycznej ciągłej narracji pierwszoosobowej - zastępuje ją perspektywa kilku postaci, wzbogacona wątkami pamiętnikowymi i prasowymi.
Warto wspomnieć też cięty dowcip - moim faworytem było zdanie "(...)lepsze jest takie luksusowe miejsce z Prusakami niż hotelik na przedmieściu, z prusakami". Każda taka śmieszno-gorzka uwaga dodaje smaku lekturze. Znakomity, błyskotliwy debiut swoją drogą, brak tu jakichkolwiek niedociągnięć.
Ciekawa intryga, która wodzi nas na manowce, postaci ze swoimi sentymentami i uprzedzeniami - do Prusaków, bolszewików, tych z Kongresówki... , małomiasteczkowa atmosfera "zamkniętego pokoju" który co najwyżej odwiedzą goście z poznańskiej policji i Defy. Lekka, wciągająca i intrygująca książka zarówno dla miłośników kryminałów, jak i powieści obyczajowych.

Pora na starą fantastykę - Robert E. Howard - "Tygrysy morza"

środa, 5 marca 2014

Akta Dresdena. Rycerz Lata - Jim Butcher

Autor: Jim Butcher
Tytuł: Rycerz Lata
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374803694
liczba stron: 472

Cykl Butchera skrzy dowcipem (zasługa to zarówno autora, jak i Piotra W. Cholewy, znanego z tłumaczeń Terry'ego Pratchetta) oraz skomplikowanymi intrygami. Czwarty tom nie jest pod tym względem wyjątkiem. Pechowy mag znów odruchowo i bez zastanowienia rusza na pomoc damom w opałach, wplątując się tym samym w poważne konflikty. Ci, którzy znają trzeci tom, "Śmiertelna groźba", znajdą tu pokłosie wydarzeń na dworze Bianki i narastające tarcia między magami a wampirami. Jak było do przewidzenia, sytuacja obraca się przeciw Harry'emu, każda nić napotkanej sytuacji splata się dla niego w zabójczą sieć z której ciężko znaleźć wyjście. Rada musi zwrócić się o pomoc Sidhe, aby móc stawić czoła krwiopijcom. Niechlujny i zarośnięty mag staje się pionkiem na szachownicy sił, które chcą wstrząsnąć światem śmiertelników. Niespodziewane spotkania, zlecenia które pozornie się ze sobą nie łączą, rozpaczliwe próby spłaty elfiego długu i przejrzenia machinacji, które doprowadziły do śmierci Rycerza Lata zaprowadzą Dresdena w rejony zarówno magiczne, jak i w śmiertelne pułapki.
Przyjemną lekturę psuje trochę kumulacja tych komplikacji i powiązań, jakby wszystkie przeciwieństwa umówiły się, by przydarzyć się naraz. Styl, jakkolwiek dowcipny i wartko prowadzący czytelnika przez przygody bohaterów sięga jednak to swoich dawnych chwytów, co chwilami trochę nuży. Na obronę można by powiedzieć że Butcher po prostu tak pisze; do stylu Pratchetta po większej ilości lektur też się można przyzwyczaić, przez przewidywalność bawi odrobinę mniej. Trochę przesadzone budowanie napięcia znajduje ujście w pomysłowej intrydze i daje miejsce na bohaterskie popisy Murphy, Harry'ego, Alf, Toot-Toota i paru nowych postaci. Ciekawe rozwinięcie wątków Sidhe i przedstawienie ich konfliktu, ukazanie Rady, trwające w zawieszeniu starania maga by uwolnić Susan to dobre smaczki które spowodują, że raczej sięgnę po kolejny tom, jednak jak dotąd trzeci tom osobiście najbardziej mi się podobał.

Idąc tropem intryg, lecz już nie fantastycznych, a retro, sięgam po "Tajemnicę szkoły dla panien".