środa, 21 października 2020

Kopiec nimf - Marek Zychla


Marek Zychla powraca z kontynuacją "Schedy gigantów". W "Kopcu nimf" znani już nam bohaterowie muszą zmierzyć się zarówno z nowym kształtem własnego świata, jak i zagrożeniami w Anwnn.   
    Powrót do przygód ludzi (i nie tylko) odbudowujących bardziej ludzki świat w prowincji Galway po ponad roku od lektury poprzedniego tomu wymagał odświeżenia sobie fabuły. Autor zręcznie wplata wątki i przypomina fakty w sposób, który nie przypomina nudnego repetytorium. W końcu to cykl i raczej nie zaczyna się go od drugiego tomu. Zresztą, na takie powtórki nie ma czasu, bo czas ucieka, a do Anwnn musi wybrać się mężna drużyna. Stawienie czoła nowym niebezpieczeństwom i nieoczekiwanym wrogom (ale też u boku równie zaskakujących sojuszników) to nie drobnostka, gdy warunki gry zmieniają się błyskawicznie, a przeciwnik uczy się na naszych słabościach.
Marek Zychla zanurza nas jeszcze głębiej w świat celtyckiej mitologii, jej zawiłości tłumacząc niejako przy okazji wydarzeń - a jest z czego czerpać. Bardzo dobrze się to sprawdza w powieści fantasy kierowanej do młodszych czytelników, dodając kolorytu światu i głębi poszczególnym bohaterom, zaskakując i nie pozwalając wpaść w rutynę i przewidywalność - czuję jednak niedosyt klimatu na miarę Wi@rusa, gdzie motywy mitologiczne równoważone były głębokim spojrzeniem w świat technologii przyszłości. Przyszłości, która już puka do naszych drzwi. Nie jest to jednak zarzut, bo to w końcu inny typ powieści, a takie wycieczki nie mieszczą się w prawidłach gatunku - do ich łamania czytelnik dorośnie. 
Mimo dość spektakularnych przygód Wtranżola (szczególnie zważając na jego rozmiar) bardzo zaciekawiła mnie postać Magistra i przedziwny finał jego działań - tu poza przemyconą sporą dawką historii mamy znów autorskie, nietypowe zamknięcie. A może otwarcie? Czas pokaże.
Wartka fabuła podparta jest mitologią i ciekawymi zwrotami akcji, chociaż celtyckie wierzenia nieco straciły dla mnie na uroku. Nie wnikając nawet w organizację społeczną, którą budowały i typowy pogański kult siły, drażniła mnie nieco ich niespójność, być może wynikająca z czysto ludzkiego pragnienia wytłumaczenia sobie rzeczywistości - co wobec braków w percepcji i wiedzy odbiło się na nieco pospiesznym i nielogicznym łataniu sprzeczności nadprzyrodzonymi rozwiązaniami, które nie układały się w konsekwentną całość. Przez tą chaotyczność nie mogłem bardziej wczuć się w świat przedstawiony - i znów, nie jest to zarzut do Autora, tylko mitologii. Bardzo dobrze za to wpasowała się w prowadzenie akcji, przekładając się zarówno na szeroki wachlarz różnorodnych postaci, jak i ubarwiając dotychczas szarawe Anwnn - i nie tylko, bo przed bohaterami otwiera się kosmos możliwości...
Kto czytał poprzednią, zapewne czeka na dalszy ciąg przygód, kto nie zna - najlepiej niech zaopatrzy się w wydawnictwie Alegoria w oba tomy i czyta, czyta, czyta!