poniedziałek, 26 listopada 2018

Siostrzyczka - Raymond Chandler


Znalezione obrazy dla zapytania raymond chandler siostrzyczka
Noir w najlepszym stylu, czyli trochę klasyki. Raymond Chandler zabiera nas do ciemnego i pełnego intryg Los Angeles.

Do Philipa Marlowe'a zgłasza się Orfamay Quest, małomiasteczkowa dziewczyna szukająca brata, który nie daje znaku życia. Już od początku czujemy że coś jest nie tak, bo w bardzo długim i finezyjnym przesłuchaniu brakuje wielu istotnych informacji. Finezja zaczyna się już zanim pojawia się klientka - choć z tą gażą dla detektywa bywa różnie - kto czytał, to zapewne pamięta "pomarańczkę" i muchę (której motyw jeszcze powróci w reinterpretacji popularnego powiedzenia). I tak, to właśnie te dwa odwołania znalazły się w "Kocie Syjonu" (podobnie jak samo biuro, u Wlazło nad "kebabem", tu nad kawiarnią).
Marlowe - jak przystało na pozornie hardego romantyka o miękkim sercu i twardym siedzeniu bierze angaż za nędzne pieniądze po to tylko, by natychmiast wystawić się na niebezpieczeństwa, szemranych typków, podejrzane interesy, wśród których - od trupa do trupa - szuka śladów Orrina. Trop zawiedzie go do hollywoodzkiej fabryki marzeń, gdzie typy nie mniej szemrane obracają większymi pieniędzmi, ale motywacje pozostają podobne. Czy uniknie kolca od lodu wbijanego w kark?
Noir jest o tyle specyficzny, że wiemy tylko tyle, ile autor oczami i ustami protagonisty jest gotów nam zdradzić. Rozwiązania nie wyskakują tu co prawda jak królik z  kapelusza, ale też nie odgadniemy od razu połączeń, motywacji i całej intrygi na bazie szczątkowych, stopniowo odkrywanych danych. I tak Chandler snuje tę opowieść, barwnym, gorzkim i soczystym jak Vermont IPA językiem, nie szczędząc kobietom bezczelnych odzywek, a miastu i społeczeństwu gorzkich uwag. Fragment gdy Marlowe jedzie przez miasto  - "Nie jesteś dziś człowiekiem, Marlowe" - to poezja w czystej postaci. Prozą.
Poza przestępcami nie brak tu oczywiście pięknych kobiet - których względy nasz bohater potrafi odrzucić - i policji, z którą zawsze ma na pieńku, wiele przed nimi ukrywa i zdradza im tylko część prawdy, by na własną rękę dowiedzieć się, jak wygląda cały obraz.
Kuba, czyli BookBeerGeek polecił mi zacząć od tego właśnie Chandlera, "z wysokiego C", za co bardzo dziękuję, bo to kawał świetnej prozy i z pewnością będę częściej uwzględniał moją półeczkę noir w napiętej kolejce czytelniczej. (Staram się zresztą, by była mniej napięta, ograniczając zakupy, nie goniąc za nowościami i nie szukając pozycji do recenzji, by jednak mieć czas na tą zaniedbaną klasykę i cegły. Czas pokaże czy się uda.)