wtorek, 27 września 2016

Nie ma wędrowca - Wojciech Gunia. Ciche obszary.

Autor: Wojciech Gunia
Tytuł: Nie ma wędrowca
Wydawnictwo: C&T Crime & Thriller
ISBN: 9788374703383
liczba stron: 168
Wyczekiwana powieść Wojciecha Guni znacząco różni się od opowiadań z tomu "Powrót", ale piękny, mroczny styl nieodmiennie hipnotyzuje i wciąga.

Już po pierwszej zapowiedzi zarówno bałem się, jak i czekałem. Wiadomo było, że będzie inna, ale jak? Jakie obszary będzie eksplorować?

Już opis, blurb, wywołuje skojarzenia - odludzie, tartak zwany Bazą - a więc Bieszczady, Stachura, Siekierezada...
Pierwsze zdanie - to jedno z tych mocnych pierwszych zdań, niczym "Pułkownik Dunbar czuł się połknięty." z "Tańczącego z wilkami" Blake'a. Swoim lovecraftowskim, barokowym rozbuchaniem połyka nas bezpowrotnie, wsysa jak zimne i lepkie bagno, połyka nas - tak, jak step połknął Dunbara.
Trudno byłoby mi zacząć coś pisać bez odniesienia na początku do stylu Guni, bardzo precyzyjnego, wyważonego i świadomego słowa. Semantyka odgrywa rolę zarówno w fabule, jak i w konstrukcji powieści, stąd też nie mogę zacząć zdania od słowa "bohater", bliższe byłoby mi, częściej używane na Zachodzie "protagonista", choć i to jest niejednoznaczne, wszak narrator nie przoduje, ani tym bardziej bohaterem nie jest, zwłaszcza w świetle skrywanej przez niego tajemnicy.
Tak więc: narrator.
Narrator uciekając - przed czym? kim?, czując pociąg do miejsc, w których zatrzymał się czas, trafia do tartaku niedaleko wsi. Najmuje się tam na dozorcę i wśród rozpadu, beznadziei, pustki i artefaktów minionego zaczyna poznawać ludzi Bazy, jej funkcjonowanie, słyszy też napomknienia o mrocznych sekretach zakładu.
Dlaczego poprzedni stróżowie opuszczali to miejsce? Co takiego skrywały stare mury i ziemia wokół?
Narastająca atmosfera grozy i tajemnicy niepostrzeżenie przenika w formę eseju, rozważań, które przypomniały mi dawne teksty z "Anteny Krzyku" - o tożsamości, budowaniu własnego ja, teodycei, naturze zła - i naturze człowieka. Wiele pytań, wiele wątpliwości, różne spojrzenia. Mądrze, taktownie, bez przesady w formie. W tle tych rozważań rozplata się historia okolicy, wojenne koleje losów Roszczuka, przemijanie pamięci, nieobecność.
Daje do myślenia, pobudza do dyskusji - choć nie muszę się zgadzać z przedstawianiem tożsamości, "ja" jako wypadkowej okoliczności, a istnienia jako zdarzeń.
Wszystko wspaniale, gęsto splata się aż do dramatycznego, fantastycznego finału, wśród śniegu, mrozu, śmierci i przedziwnej próby odkupienia.
Co do obaw - w treści odbiega znacznie od "Powrotu", ale nawet bardzo konkretna zmiana tematyki intryguje, osadza grozę na poziomie człowieczeństwa, a piękny styl nie pozwala się oderwać.
Niesamowicie intensywna jak na niewielką objętość lektura, wręcz sprawia, że z niewielką ochota sięgałem po kolejny horror - wiedząc, że jego odbiór będzie znacznie spłycony tak mocnym doznaniem.
Za egzemplarz recenzencki - z autografem! - dziękuję Autorowi. Lektura z pewnością nie była stratą czasu.