czwartek, 5 listopada 2015

Miasteczko - Łukasz Radecki, Robert Cichowlas


Autor: Łukasz Radecki, Robert Cichowlas
Tytuł: Miasteczko
Wydawnictwo: Videograf
ISBN: 9788378353881
liczba stron: 320

Pisarz z blokadą i jego kochająca żona potrzebują odpoczynku, więc oferta wczasów w Morwanach jest dla nich prawdziwym zrządzeniem losu.
Normalni bohaterowie, żyjący zwyczajnym życiem będą musieli jednak zmierzyć się z czymś potwornym. W tytułowym miasteczku coś jest bardzo nie tak...

Spontaniczny urlop, pospieszne pakowanie i dojazd zaczynają z czasem robić się coraz bardziej niepokojące. Droga przez las się ciągnie, Marcin widzi rzeczy w które nie do końca chce wierzyć, dom stoi otwarty. No cóż, w imię wypoczynku można by przejść nad tym do porządku dziennego, jak i nad dziwną przestrogą mieszkanki miasteczka i samego jego kształtu, ale gdy zaczynają się niechciane wizyty, a niesamowite zjawiska przybierają na sile małżeństwo zaczyna się zastanawiać, czy przyjazd do Morwan był dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że komunikacja ze światem zewnętrznym jest coraz  bardziej utrudniona, a miejsca tego nie można znaleźć na mapach...

Obu autorów mam okazję spotykać raczej w formie opowiadań, albo właśnie duetów (jak np. z Efemerydą Cichowlasa i Kyrcza Jr-a). Tym razem eksploatują słowiańskie wierzenia i nasze rodzime zmory. Jeśli zmory, to na pewno seks, cierpienie i śmierć. W dużych ilościach i najbardziej odrażających kombinacjach. To główna oś akcji, u korzeni tej historii kryje się sposób na uwolnienie.
Swoją drogą ciekawy to kontrast dla pisanych przez Marcina pod kobiecym pseudonimem powieści typu Harlequin - jakby złośliwy los chciał mu pokazać, jak daleko można pójść, gdy poniosą nas pragnienia i żądze.
Ważne jest coś zupełnie innego, tak ciekawego w różnorodnym gatunku jakim jest horror. Można tu przecież operować grozą, obrzydzeniem, okrucieństwem, tajemnicą, wachlarz możliwości jest ogromny, ale u sedna leży spostrzeżenie, jak cienka jest skorupa tego, co nazywamy normalnością. Cienka, wrażliwa i bardzo nie chcemy spotkać tego, co pod nią. W taki właśnie sposób wywrócone zostaje spojrzenie na świat młodego małżeństwa, oboje do końca walczą, by pojąć to swoim rozumem i zaakceptować niemożliwe.
Z czasem pomoże im w tym detektyw, właściwy człowiek w niewłaściwym miejscu, przywodzący na myśl twardzieli z powieści noir, posiadający pewną niepokojącą umiejętność. Trafia do przeklętego miejsca realizując zlecenie odnalezienia żony klienta. Spotka ją, w okolicznościach, których nie zapomni do końca życia. Będzie musiał znieść wiele szaleństwa, bólu, cierpienia i nieracjonalnej rzeczywistości, aby połączyć siły z Marcinem i Anią. Zresztą, pierwsze spotkanie obu panów tez pokazuje, jak szalone są realia w Morwanach.
Autorzy nieomal smagają nas opisami strasznych zdarzeń, przekraczając granice dobrego smaku by ukazać w pełni okrucieństwo kikimór. Nawet próby rozwikłania ich zagadki naznaczone są przypływami skrajnych emocji u bohaterów. Czego chcą? Jak je pokonać? Odpowiedź jest dość widoczna i dziwne że detektyw jej nie zauważa, ale może to wina zbyt uważnej lektury tej książki. Nie jest to zresztą aż tak ważne, bo zakończenie jest mocne, brutalne, zaskakujące - ale też spójne i zbierające kawałki układanki w całość.
Umiejętnie stopniowane jest napięcie, dawkowane wydarzeniami, domysłami, spostrzeżeniami i coraz gęstszym powietrzem w mrocznym lesie - począwszy od ostrzeżenia niespodziewanego gościa.


Wykorzystanie mitologii słowiańskiej jest bardzo dobrym zabiegiem - pokazuje, jak wiele motywów kojarzonych z hollywoodzkim horrorem można spotkać w naszych wiejskich wierzeniach. Powieść jest gotowym materiałem na mocny, soczysty film od lat osiemnastu - gdyby nie to, że na dokładną realizację niektórych scen chyba jednak zabrakłoby kategorii.
Pierwsza książka, którą zaplanowałem na "jesień grozy" - gdy horrory na półce osiągnęły masę krytyczną - nie zawiodła i ciekaw jestem dalszej współpracy obu panów.