Autor: | Wacław Holewiński |
Tytuł: | Honor mi nie pozwala |
Wydawnictwo: | Zysk i S-ka |
ISBN: | 9788377857151 |
liczba stron: | 328 |
"Dobrze, że trafiłem na narodowców, a nie komunistów" - słowa w tym duchu padające z ust bohatera książki, Żyda - przechrzty, majora NSZ, są tylko jednym z wielu przykładów bezkompromisowego odkłamywania mitów o podziemiu. Fascynująca postać, poruszająca i pięknie opowiedziana historia.
Pierwsze spotkanie z twórczością Wacława Holewińskiego już od samego początku chwyta za serce i czaruje językiem.
Autor chce przybliżyć czytelnikowi losy majora Stanisława Ostwinda - Zuzgi. Przyjął bardzo ciekawą perspektywę - "Kropidło" pisze w myślach listy do żony i córki. Niesamowity strumień świadomości nie raz wymaga dużej koncentracji, gdy przechodzi od wspomnień do brutalnej, mrocznej rzeczywistości. Od aresztowania, przez więzienia aż do drastycznych szczegółów "przesłuchań" (bo z prawdziwymi przesłuchaniami niewiele miały wspólnego) - poznajemy setki szczegółów, wspomnień, faktów z życia Zuzgi, ale też tych z więźniów, którzy zdecydowali się podzielić swoją historią. Wielowymiarowy, skomplikowany obraz przedwojnia, okupacji hitlerowskiej, początków konspiracji, nagłej "delegalizacji" władz polskich i nowych bolszewickich porządków. Nic nie jest czarno - białe i opowieść żołnierza, wznosząc się od fizjologicznych szczegółów do rozważań etycznych, teologicznych i filozoficznych, pięknie to obrazuje. Sam Ostwind jest, zdawałoby się, jawną sprzecznością - Żyd - przechrzta, polski patriota który swą polskość musiał odkryć, legionowy weteran wojny polsko - bolszewickiej, żołnierz powiązanych z narodowcami Narodowych Sił Zbrojnych. Uważny obserwator o niezwykłej pamięci, policjant, szachista, najwyższy rangą dowódca pochodzenia żydowskiego w polskim Podziemiu. Poznając kolejne fakty z jego życia, pełniej rozumiemy jego pytania, wątpliwości i wahania. Epicki rozmach jest na tych trzystu stronach bardziej intensywny niż w potężnym "Dniu tysiąca godzin" (recenzja), a wrażenie potęguje autentyczność tych relacji i oparcie na dokumentach.
Bardzo głęboko czuć tu cały tragizm Polaków opuszczonych przez cały świat zachodni, zostawionych na pastwę bezbożnych barbarzyńców. Brak informacji, brak pewności jutra, nadzieje opierane na chwiejnych postawach powodowały, że każdy musiał podejmować decyzje we własnym sumieniu i w zgodzie z wyznawanymi wartościami. Skąd żołnierze Wojska Polskiego mogli wiedzieć, ile przyjdzie im się jeszcze ukrywać? Kto może ich zdradzić? Ile bolszewicy wiedzą o ich strukturach? Jak daleko mogą się posunąć? "Całą Polskę do więzień wsadzą?"
Nie da się nie zauważyć natrętnego wręcz pomawiania NSZ o faszyzm. Zadziwiająca była sowiecka nowomowa. Hitlerowców - i wszystkich wrogów w zasadzie - uparcie nazywano faszystami, choć daleko im do tego było. Swój reżim nazywali demokracją, później tautologicznie dookreślając ja ludową, podobnie zresztą określając sprawiedliwość. W pewnym monecie pada stwierdzenie że cudzysłów był konieczny - na ten język nie starczyłoby cudzysłowów...
Na ich oczach walił się świat, ale nie mogli inaczej, radzili sobie tak, jak uważali, aby niczym powstańcy styczniowi przenieść tą polskość dla młodszych pokoleń. Ginąć za honor? Za wymarzoną Ojczyzn? Czy może ułożyć się i za cenę kompromisów i niedochowania wierności własnym przysięgom wkomponować się w nową rzeczywistość? Sprzedać innych, by żyć? Przecież nie byli romantykami pędzącymi z kopią na wiatraki, wiedzieli, że jedyny wybór to zginąć z bronią w ręku albo w kazamatach.
Nie da się nie zauważyć natrętnego wręcz pomawiania NSZ o faszyzm. Zadziwiająca była sowiecka nowomowa. Hitlerowców - i wszystkich wrogów w zasadzie - uparcie nazywano faszystami, choć daleko im do tego było. Swój reżim nazywali demokracją, później tautologicznie dookreślając ja ludową, podobnie zresztą określając sprawiedliwość. W pewnym monecie pada stwierdzenie że cudzysłów był konieczny - na ten język nie starczyłoby cudzysłowów...
Na ich oczach walił się świat, ale nie mogli inaczej, radzili sobie tak, jak uważali, aby niczym powstańcy styczniowi przenieść tą polskość dla młodszych pokoleń. Ginąć za honor? Za wymarzoną Ojczyzn? Czy może ułożyć się i za cenę kompromisów i niedochowania wierności własnym przysięgom wkomponować się w nową rzeczywistość? Sprzedać innych, by żyć? Przecież nie byli romantykami pędzącymi z kopią na wiatraki, wiedzieli, że jedyny wybór to zginąć z bronią w ręku albo w kazamatach.
Dużo w tej opowieści pytań - o honor, o Boga, o polskość. Co jest ważniejsze - rodzina, Ojczyzna? Przeżycie czy etos? Mało tu patetycznych słów, szumnych deklaracji, osądzania - losy toczyły się odmiennie i każdy musiał się w końcu zmierzyć z sobą.
Książka jakże aktualna - sięgnąłem po nią przed Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Dużo wokół nich, prawdziwych i nie, kontrowersji - ale uczczenie pamięci się należy. Wystarczy spojrzeć, jak Piłsudski uczcił powstańców styczniowych. Wtorkowe uroczystości pokazały, że można czcić pamięć bohaterów i dziś - chociaż nie słyszałem podczas Apelu Poległych nazwiska bohatera tej opowieści. Holewiński pokazuje nam przeszłość i jej dylematy w porywający, wzruszający sposób, z całym bogactwem różnorodności postaw, odczuć, wyborów. Niektóre fragmenty potrafią wstrząsnąć nawet gdy zna się już skalę okrucieństw radzieckiej machiny śmierci.
Z pewnością, gdy nadarzy się okazja, sięgnę po inne książki Autora - doskonały dobór postaci i ujęcie tematu są rzadko spotykane w polskiej literaturze.