Strony

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Monogram - Joanna Marat

Autor: Joanna Marat
Tytuł: Monogram
Wydawnictwo:Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378397182
liczba stron: 328
Po poważnej pozycji faktograficznej chciałem odpocząć przy kryminale od Szuflada.net. Czy się udało? Zdecydowanie.


Nadkomisarz Marek Kos – zwany żartobliwie Koszmarkiem – ma przerwę między górnymi jedynkami i ujmujący uśmiech, w czym przypomina, bliskiego swemu pokoleniu, Janka Kosa, bohatera „Czterech pancernych i psa”. Niestety, szpetnie klnie, nie stroni od mocnych trunków i ubiera się w ciuchy kupowane na bazarze.
Komisarz Ernest Malinowski to jego przeciwieństwo – czterdzieści trzy lata, metr osiemdziesiąt wzrostu. Ciemny blondyn, mocno szpakowaty, ale włosy w komplecie, może nawet w nadkomplecie. Zawsze elegancko ubrany, chodzi na siłownię, co widać. Ma ładną klatę i podobno jacht.

Obaj są bardzo niedoskonali, przeraźliwie samotni, uciekają przed swoimi lękami w alkohol, przelotne związki i kłamstwa. Każdy z nich ciągnie za sobą ciężki worek ze swoimi, a często także cudzymi grzechami. Mają też emblematy, coś co streszcza ich bolesną tożsamość. Czasem jest to nazwisko, monogram, czerwona gwiazda na szubienicy wyrysowana ręką wandala na nagrobku rodziców albo dżinsowy mundurek. A mimo to mają dystans do siebie i potrafią śmiać się z kolegów.

Otrzymują sprawę brutalnego zabójstwa pewnej trzydziestoparolatki. Morderstwo to wywołuje z niepamięci inną zbrodnię oraz tajemnicę kobiety o złożonej tożsamości.


Miał być oddech, a tu ubecy, milicjant rzucający mięsem, układy - no cóż, od realiów się nie ucieknie, ale akurat musiało tak trafić.
Co pierwsze rzuciło mi się w oczy? Nie charaktery, postaci, opisy.
Język. Uderzył mnie na odlew słowami niczym początek "Tańczącym z wilkami" - ten jednak był oszczędny, twardy i precyzyjny. "Monogram" daje nam raczej Joyce'owski strumień świadomości; słowa kłębią się, wylewają, przenikają z jednej myśli czy spostrzeżenia w drugie, za nic przy tym mając, który z bohaterów akurat myśli czy spostrzega - przejścia są dość płynne, chwilę musiałem się przyzwyczajać.
Na drugi ogień idą postaci. Dwój zupełnie odmiennych gliniarzy, każdy z bagażem przeszłości. Autorce udało się zmienić moje początkowe sympatie - o ile drażnił mnie początkowo potok przekleństw starego milicjanta, o tyle w końcowym rozrachunku był sympatyczniejszy niż cokolwiek tajemniczy i opryskliwy "Maliniak". Gliniarze nie znoszą się, każdy nieco gardzi zachowaniem drugiego, ale są skuteczni. Dwa różne podejścia do pracy śledczej, które w niepojęty sposób się uzupełniają.
Poza tą dwoistą osią mamy całą gamę charakterów i charakterków, nie tylko z komendy, trzeba przyznać, że całkiem udanie dopasowaną - ciekawie wypadają nieustanne zderzenia ich odmiennych sposobów postrzegania.
Trochę dziwne wydało mi się za to pytanie okładkowe - czy to bardziej komedia, czy kryminał? Dla mnie zdecydowanie kryminał, napisany wciągająco, ze swadą i sporym wyczuciem taktu. Ciężko by mi było uznać za komedię powieść, w której akcja rozwija się niejako w cieniu narodowej tragedii 10 kwietnia 2010. roku. Wzmianki o niej są wyważone, Autorka nie potępia sposobów odbioru tego zdarzenia i nie kategoryzuje - w sumie jedyne zdanie, które ma mocniejszy wydźwięk, pada ironicznie z ust bohaterki, której sytuacja osobista jest idealnym wytłumaczeniem.
Na takim tle mamy morderstwo, mroczne tajemnice historii, galerię nietuzinkowych kobiet, śledztwo, które tkwi w miejscu, a na pierwszy plan wychodzą sprawy osobiste obu policjantów. Do czasu. Wątki zaczynają się łączyć, przeplatać, zwodzić czytelnika, który stara się ustalić, czy wszystko jest powiązane, czy może jednak rozpatrywać wszystko w innych kategoriach. Kto zabił, ale przede wszystkim dlaczego? Jaką rolę odgrywa Moser? Czy w grę wchodzi zemsta? Kto jest autorem dziwnych monologów? Dlaczego szef i prokurator chcą przyspieszyć zamknięcie sprawy?
Każdy tu poza bagażem historii, ma swoje namiętności i motywacje. Autorka opisała to sprawnie i nie rozciągając, dobrze wpasowując opisy w fabułę.
Które z tych emocji mogły doprowadzić do morderstwa? Czy ważny jest któryś z tropów, które wysypawszy się jak z worka rozbiegają się w różne strony? Policjanci i policjantki KSP odnajdą zabójcę?
Zakończenie nieco zaskakujące, nie zamyka furtki kolejnym częściom (choć czy zmiany bohaterów wyjdą im na dobre?), ale też nie daje pełnej satysfakcji. Nie rozczarowuje, pozostawiając pewien niedosyt i posmak ciekawej intrygi.




Dział czepialstwa:
"Kiedy życie się skończyło i co można uznać za jego bezpośrednia przyczynę?" - No cóż, sens łapiemy, ale odpowiedzią jest zapłodnienie.

Szneka z glacą - ja znałem raczej z glancem, poza tym nie jako ciasto tylko zwijaną drożdżówkę z makiem - stąd nazwa, bo schnecke to ślimak w języku sąsiadów zza Odry.

Po trzecie - znowu motyw z nieszczęsnym kotem, nie wiem czy do końca konieczny, no ale niech tam.


Pora na trzecią część przygód Henning Juula, czyli "Żądzę krwi" Thomasa Engera.