Przypadki nie istnieją. Ta książka czekała na mnie na
szczycie stosiku, gdzieś w kącie sklepu charytatywnego. Wybitny polski
fantasta, wspominany głównie przy okazji kontrowersji wokół filmu „Matrix”. Czy
słusznie został skazany na zapomnienie w wąskiej niszy fandomu?
Debiutancka powieść Snerga… trudno tu mówić w ogóle o
debiucie, powieść jest bowiem dopracowana, dojrzała, spójna i po prostu piękna
językowo.
BER-64, tytułowy robot budzi się na taśmie produkcyjnej,
pokrętnie zmierzającej ku komnacie, w której ustami Mechanizmu poprzednik
wyjaśnia mu naturę rzeczywistości i jego przeznaczenie. Sam ten dialog, niczym
spotkanie ze Stwórcą, wprawia w osłupienie. Wiśniewski w latach 70. Nakreślił
już samym wstępem wizję, którą bracia Wachowscy nie rzekomo a z pewnością –
wziąwszy na warsztat… zmarnowali. Tak, zmarnowali, mówię to z całą świadomością
wstrząsu jaki we mnie wywołał przynajmniej pierwszy ich film z tego uniwersum.
Snerg z niebywałą finezją prowadzi czytelnika tym samym
niepewnym torem, którym podąża BER-64. Wraz z nim odkrywamy zupełnie nieznany
świat, nie mając wiedzy i odniesień, osaczony i niedopasowany mimo jakiegoś
odbytego treningu, z mgliście i ogólnikowo zarysowanym zadaniem do wykonania.
Uczymy się świata, który mieści się wyłącznie w ramach kategorii weird fiction. Groza czająca się za
plecami wynika nie tylko ze strachu przed wykryciem, zdemaskowaniem po
popełnieniu jakiejś niepojętej gafy (wspaniałe ujęcie OBCEGO, ODMIEŃCA) – od
momentu przeniknięcia przez szczelnie już domkniętą podłogę BER podejmuje
błyskawiczne decyzje przy niemal zerowej ilości danych, w ciągłym narażeniu
życia zarówno ze strony ludzi, jak i przedziwnych warunków fizycznych
otoczenia. Zresztą – nawet ta fizyczność zdaje się sobie przeczyć – jak w
przedziwnej wędrówce przez równinę.
U progu wejścia do Schronu pojawia się wątek schulzowskich
manekinów – który później powróci ze zdwojoną siłą. BER64 przyjęty do
społeczności – wzięty za fizyka Porejrę dostaje do zbadanie przedziwne posągi.
Przywitanie to również jest dziwne, jakby pośpieszne, chaotyczne, niepełne,
byle się go pozbyć, tymczasem posągi są kolejna warstwą zagadki. Wskutek
desperackich poszukiwań sensu, celu, zasad leżących u podstaw rzeczywistości,
ale i dużej dozy przypadku – Net niczym Alicja znajdzie się po drugiej stronie
lustra, w mieście posągów. Oczywiście posągi nie są tym, czym się wydają, a
żmudne wyliczenia i rozważania fizyczne, wielokrotne wycieczki do tej gęstej
rzeczywistości, próby rekonstrukcji łańcucha zdarzeń, rozważania nad
relatywizmem prowadzą go do odpowiedzi – która otwiera jeszcze większą zagadkę.
Gęsto tu od rozważań filozoficznych, ateistycznych dowodów
na nieistnienie Boga, dociekań istoty człowieczeństwa (gdy powraca motyw
manekinów).
Tak w tle – to ogromna alegoria życia, w które wchodzimy niby
to jakoś przygotowani i mając przed oczami cel, ale w praktyce ciągle rozbijamy
się o nowe zasady, konwenanse, zmienne warunki, stosunki, układy. Udało się też
autorowi uniknąć tej postmodernistycznej mętności względności wszystkiego, bo
na każdą zagadkę, wątpliwość, pytanie odpowiada z precyzją naukowca, a słowa zachowują
swój sens i znaczenie.
Nieprzypadkowo chyba Snerg tak pudełkowo (w wielu wymiarach,
bo zarówno formalnie, jak i bezpośrednio w odniesieniu do treści) zbudował tą
fabułę. Opuszczamy kolejne warstwy/pudła/poziomy/kręgi – jakkolwiek to nazwać,
by wznieść się na szerszy taras, obejmujący lepszy widok, szerszą wiedzę.
Nieprzypadkowo – bo na takich założeniach pośrednio oparta jest autorska Teoria
Nadistot, tak wspaniale wyłożona w długim finalnym dialogu, który następuje po
serii ingerencji w tok zdarzeń w mieście.
Teoria Nadistot pojawia się tu po raz pierwszy i nawet
zacząłem ją czytać oddzielnie, jak się okazuje nie było takiej konieczności –
wspomniany dialog doskonale rysuje krąg, w jaki układają się kolejne poziomy
egzystencji, od nieorganicznej wzwyż.
Wspomniałem o pięknym języku – niespiesznym, precyzyjnym,
skupionym na treści, nie bojącym się opisów. Dziś, w czasach zalewu
natychmiastowej informacji niestety się już tak nie pisze, język uległ
transformacjom. Nie tylko styl i fabuła stanowią o wyjątkowości tego dzieła. W
niebywały sposób Snerg bez chwili przerwy przykuwa uwagę czytelnika, zmuszając
go do analiz, obserwacji, wysnuwania wniosków, formułowania teorii i domysłów,
by zaraz je zburzyć – pozornie dając odpowiedzi, w rzeczywistości przenosząc
dyskusję na wyższy poziom. Nawet w finale nie zwalnia tempa, oferując potężny twist, wyciskający z nas pytanie „JAK
TO?!”, by zaraz okazało się, że jest jednak jeszcze inaczej niż sądziliśmy.
Powieść jest absolutnie wybitna, ale znalazłem tez łyżkę
dziegciu w tej beczce miodu. Pominę już nawet apoteozę socjalizmu jako świata
ducha w opozycji do konsumpcjonizmu, bo to właśnie na jego krytyce chciałbym
się skupić. Swoją drogą, to też zaleta – gdy nawet nie zgadzając się z autorem
mamy jednak ochotę z nim dyskutować.
Snerg podchodzi do ludzkiego pędu do konsumpcji niemal z
pogardą, wykazując nim pustotę ducha ludzi. Niejako w celach dowodowych w
fabule (znów pudełko) umieszcza konsumentów w środowisku, w którym nie
produkując dostają codziennie tony dóbr, przy czym walka trwa o te najrzadsze.
Fałszywe warunki, czyli oderwanie ludzkiej działalności od owoców pracy musiały
doprowadzić do fałszywych wniosków. Dlaczego? Wymiana dóbr – usług i towarów –
jest przecież unikatowa, właściwa tylko społecznościom ludzkim. Rozmaite
predyspozycje i umiejętności -
świadectwo naszej różnorodności – wolny rynek wymiany wycenia na różnym
poziomie, pozwalając skonstruować sieć powiązań zarówno handlowych, jak i
przede wszystkim społecznych, konstruując tkankę ludzkości. Wszelkie odgórne
ingerencje w ten mechanizm prowadziły (i prowadzą) do konfliktów, wojen,
ubożenia społeczeństw. Dlatego też nie postrzegam konsumpcjonizmu jako złego, a
wyższa wycena dóbr rzadszych nie tylko jest naturalna, ale też pozwala na
wyrażenie indywidualności, którą wspomniany socjalizm tak bardzo chciał
zniszczyć.
Ale to na marginesie. Fascynująca podróż w realiach tak
nietypowych, oryginalnych i wyrazistych jest warta każdej chwili jej
poświęconej. Pozycja bezdyskusyjnie obowiązkowa dla miłośników fantastyki,
grozy, ale i odważnej, wymagającej literatury.