Autor: | Elżbieta Cherezińska |
Tytuł: | Korona śniegu i krwi |
Wydawnictwo: | Zysk i S-ka |
ISBN: | 9788375069945 |
liczba stron: | 768 |
Przymierzałem się do "Lśniących dziewczyn" Beukes, ale paczka od Zysku była szybsza, więc długo wyczekiwana "Korona śniegu i krwi" zyskała pierwszeństwo. Ponownie więc czas na dźwiganie ciężkich tomiszcz :)
Lubię fantasy, tak jak i historię, ale średniowiecze to nie była do końca moja bajka - może ze względu na rozległość tematu, szerokie ramy czasowe, wielkie ilości dat... Zawsze jednak Wieki Ciemne były ciekawe jako punkt wyjścia naszej cywilizacji.
Może jestem jednym z czytelników o których Autorka wspomniała w wywiadzie - tych, którym "królowie się mieszali w jedną ukoronowaną masę", bo lubię historię, ale w nazwiskach i datach nie jestem mocny. Faktycznie też w "Koronie" wielu jest Bolesławów, ale Autorka potrafi z wyczuciem zaznaczyć, którego ma na myśli.
Książka zaskoczyła mnie na wielu płaszczyznach.
Realizm - brud, smród trzewi, rozłupane czerepy, zardzewiałe ostrza gwarantujące tężec, szczęk żelastwa - wszystko to uderza jak obuchem od pierwszych stron. Daleko tu do obrazu średniowiecza rodem z dzieł malarskich - dworskiego życia, etykiety i pięknych szat.
Emocje - których często brakuje w dziełach zachodnich, tu, u Słowian, wykwitają gwałtownie i mocno, wprost z serc krewkich Piastów i Gryfitów.
Wierzenia - nadal żywy konflikt starej wiary z "wyznawcami martwego boga", rozważania i postawa Bolesława Czystego, kontrowersje wokół świętego zdrajcy - Stanisława, świętość Kingi (która razem ze spojrzeniem Jadwigi przywołują wielki uśmiech).
Lekkość pióra i humor, który sprawia że skomplikowane relacje książąt, knowania, machinacje, cała ta polityka nabiera barw bardziej ludzkich. To moim zdaniem chyba największa zaleta tej opowieści - średniowiecze schodzi tu ze sztywnych ram chronologii, wyblakłych obrazów, suchych słów historyków na ziemię, nie bojąc się wdepnąć w gnój, ale i zanieść się perlistym śmiechem czy dumnie unieść głowę w złości niczym Przemysł II. Ten bezkształtny korowód niewiele mówiących nam postaci nabiera rysów szczególnych, stają się one bardziej zrozumiałe i zapadają w pamięć; stopniowo logiczne i powiązane stają się te zdarzenia, których nie mogłem spamiętać na lekcjach - zwłaszcza że na rzeczy jest rozbicie dzielnicowe.
Obyczaje - świetne ukazanie tej sfery, która przecież była niezwykle bogata i złożona, podkreślenie też organizacyjnej roli kościoła, co w znaczący sposób wpływało na życie codzienne.
Elementy fantasy - baśniowe bestie z herbów ożywają i towarzyszą swoim panom, często podkreślając wspominane już emocje.
W kwestii porównań i odniesień. Samej Autorce wymsknęła się "polska Gra o Tron", z czego się trochę tłumaczy, moim zdaniem niepotrzebnie. "GoT" nie czytałem i jeszcze długo nie mam zamiaru, a "Korona" to jakość tak wysoka, że nie potrzebuje etykietki "polskiego czegoś tam", raczej powinno to działać w drugą stronę.
Jeśli średniowiecze i fantasy - oczywiście Dariusz Domagalski i Jego cykl krzyżacki. Twórczość pana Dariusza bardzo lubię, cały cykl czytałem z niekłamaną przyjemnością, ale porównania z panią Elżbietą niestety nie wytrzymuje, mimo dbałości o szczegóły, zwłaszcza w opisach walki. Dopiero teraz widzę, przez porównanie, że:
WOW WOW Miłość taka wzniosła Rycerze tacy mężni Średniowiecze z obrazów tak bardzo
W Koronie jest i dowcip, i przekleństwo, i spojrzenie bardziej przyziemne. Dodatkowo - tu wątki fantasy (cudów i bestii herbowych) są urozmaiceniem, ale dającym bardzo dużo kolorytu. W "cyklu krzyżackim" elementy fantastyczne stanowią niejako trzon fabuły, a tak barwne nie są.
No i te legalne turnieje i mniej legalne bohurty, echa okrzyków rodowych niosące do walki - współczesne skojarzenia nasuwają się same, choć wtedy zasady były pewnie dużo bardziej sformalizowane.
Genialnie opisany kantor Jakub i wątek detektywistyczny, te jego odkrycia...
Powracające niczym refren pieśni arturiańskie, każące szukać analogii.
Magnacka buta, pycha i żądza władzy kiełkujące już wówczas - i mroczne tajemnice rodowe, które mogą odmienić każdego.
Mówi się, że to historia w wersji pop. Nie wiem, czy to przystaje do tak emocjonującego dzieła ze sporą głębią, jeśli jednak tak, to chciałbym, żeby takie właśnie książki stawały się popularne, żeby Autorka zdobywała coraz szersze uznanie, może wtedy "kultura popularna" odzyskałaby prawo do pierwszego członu nazwy.
Miałem teraz sięgnąć po "Niewidzialną koronę" - a chcę bardzo, zakończenie aż o to woła, ale że u eKulturalnych wygrałem książkę "Wirus", zaczekam, może listonosz się pojawi :)